wtorek, 30 maja 2017

*30.05.2017 uczę się nadal

Znalazłem blog który polecam. Początkowe wpisy dotyczą zupełnie innego problemu niż ten, któremu poświęcam tego bloga, ale ostatnio dużo na nim o związkach i relacjach. Poniższy tekst w całości pochodzi stąd: http://odzyskacmarzenia.blog.pl/


Konflikty i trudne relacje!

Konflikty nie istnieją, nie spadają z nieba, nie otrzymujemy ich w darze, nie są konieczną częścią naszej egzystencji. To my sami tworzymy je w swojej głowie, wyobraźni i pozwalamy im żyć. Przez nasze myśli, projekcje, interpretacje powstają rozmaite problemy, którym sami dajemy przyzwolenie na to, aby zjawiły się w naszych relacjach  z innymi.
Podstawą do „zdrowego” życia jest świadomość własnej osobowości. Każdy z nas kształtuje ją już od dziecka, czas do osiągnięcia pełnoletności, to czas, w którym powinniśmy nabrać tych umiejętności, które pozwolą nam „dorośle” żyć.
W swojej codzienności, komunikację oraz zachowanie zamykamy w trzech schematach: dziecko, dorosły i rodzic. Poziom pierwszy odpowiada za emocje, drugi to ta właściwa forma dorosłej komunikacji, rozpoznanie problemów, szukanie rozwiązania, konstruktywne działanie. Schemat rodzic odpowiada za normy i zasady, opiekę i wychowanie. Każdy z tych schematów użyty właściwie gwarantuje doskonałe relacje. Jeśli jednak nie wykształtujemy w sobie osobowości, będziemy słabi, w swoich kontaktach z ludźmi nie będziemy potrafili zastosować odpowiedniego schematu, doprowadzimy do błędów w relacjach. Zaburzenie na linii rodzic-dziecko w dzieciństwie doprowadza do szukania tych relacji w związkach, a w „miłości” nie oto chodzi…
Przede wszystkim podstawą do życia we dwoje jest rozdzielenie pojęć „miłość partnerska” i „miłość rodzicielska”, a z tym miewamy duże problemy. Nasz partner nie jest już osobą, którą należy wychowywać, opiekować się nią, jest dorosły i ten etap ma już za sobą. Nasze relacje mogą być wspierające, rozumiejące, przyjacielskie, ale nie typu rodzic-dziecko, a taką tendencję zauważa się bardzo często. Nadużywamy formy dziecko, aby wyrazić swoje poczucie bezradności, słabości, liczyć na pomoc, nie musieć mierzyć się z problemami, a z drugiej strony wykorzystujemy „rodzica” aby przystosować partnera do siebie, pouczamy, dajemy rady, zakazy, nakazy i tym samym zabijamy w sobie zdrową dorosłość, w której oboje jesteśmy wolni, a zarazem chcemy mieć siebie, bo czujemy więź i dzielimy się swoimi spostrzeżeniami, pomagając sobie nawzajem rozwiązywać trudności i wyzwania stawiane przez życie.
W związku nie wolno nam manipulować poprzez emocje, tak jak robią to dzieci oraz nie możemy karcić, krytykować i pouczać, wpędzając w poczucie winy w sposób rodzicielski.  W komunikacji wejście na poziom dorosły, czyli stan rzeczowy, logiczne rozumowanie, pozwala na wygaszenie i przerwanie łańcucha bezsensownych reakcji.
Dla lepszego zobrazowania przykład:
  • Mąż: „Kochanie, nie wiesz gdzie jest mój telefon?”
  • Żona: „Niestety nie.” lub „Leży na komodzie.”
Poprawna relacja i  zastosowane właściwe pytania i odpowiedzi. Możliwe błędy, to:
  • po pierwsze zapytanie skierowane przez męża z wyrzutem, ze złością, zdenerwowaniem,
  • ze strony żony odpowiedzi typu „Tam, gdzie go położyłeś” „Ty jak zawsze masz bałagan” itp. prowadzące do lawiny oskarżeń wobec siebie nawzajem.
I tak jeśli obudzimy w sobie rodzica lub dziecko z niepozornego nic nie znaczącego pytania tworzymy konflikt.
Jeśli już coś nas denerwuje, musimy pamiętać, że to jest nasz problem, że coś nas denerwuje, a nie problem wykonującego jakąś przez nas niepożądaną czynność. Tu przykład:
  • „Wkurzające jest Twoje granie na komputerze”
  • wyższy poziom „Denerwuje mnie Twoje granie na komputerze”
  • najwyższy poziom (do tego dążymy) „Nie radzę sobie ze swoim zdenerwowaniem, gdy Ty grasz na komputerze”
Oczywiście opisana wyżej sytuacja, to taka, w której „gra na komputerze” nie zaburza codziennej egzystencji, nie zaniedbujemy przez nią swoich obowiązków, nie przeszkadza nikomu i niczemu, a tylko wywołuje bezsensowne zdenerwowanie u partnera.
Jeśli jakaś czynność, czy też potrzeba wyrażana przez partnera zakłóca „normalne” życie, wówczas należy postawić jasną granicę i wywołać u partnera odpowiedź z poziomu „dorosły” – rozmową, w której przyznamy, że coś nas irytuje i zapytamy, czy partner widzi możliwość rozwiązania, czy spostrzegł, że jest to problem?
Niestety relacje wymagają ciągłego monitorowania swoich zachowań, musimy wykonywać pracę nad sobą, aby wywoływać właściwe reakcje.
Jest to bardzo trudne, ale myślę, że realne, bo przecież „Człowiek jest istotą rozumną” tylko trzeba z tego rozumu korzystać. "

wtorek, 23 maja 2017

*23.05.2017 Uczę się...


Dziś nie napiszę wiele. Podzielę się z Wami tylko tym, czego nauczyłem się w tym tygodniu, a raczej, z czego zdałem sobie sprawę.

Bardzo często problemem w związku jest brak wsparcia. Nie musi on wcale wynikać z braku miłości. Czasem powody są bardziej prozaiczne: brak czasu spowodowany pracą, gonitwą za pieniędzmi a czasem własne problemy, które stara się podświadomie zrzucić na innych by pozbyć się ich ciężaru. Jeśli trafiłeś tu drogi Czytelniku, bo mierzysz się z problemami w związku, to dbaj o samoocenę własną i swojej miłości.

Pamiętaj: wiary w siebie nie buduję się samemu... To jak budowanie ściany bez rusztowania... Można, pewnie, że tak… Do pewnej wysokości… Jedni mogą wyżej, inni są niżsi...  Partner, Miłość przy Tobie jest jak rusztowanie... Można budować samoocenę wyżej dzięki niemu...  Staraj się być rusztowaniem dla swojej Miłości i korzystaj z jej/jego obecności…

Pamiętaj też, że skakanie z rusztowania na rusztowanie też nie jest rozwiązaniem… Można spaść i nieźle pogruchotać kości.


Możesz pomyśleć „OK., ale co to znaczy konkretnie?”
- Pytaj… pytaj, co u niej, co u niego. Nie zrażaj się, że czasem nie chce opowiadać o pracy zmęczona(y) nią. Zapytaj później…

- Proś… proś o radę, o zdanie na temat tego, co zamierzasz robić… nie bądź w związku singlem

- Naprawiaj… każde rusztowanie należy serwisować by było bezpieczne, staraj się dowiedzieć czy wszystko ok., czy Twoja Miłość nie zauważyła czegoś, co możesz zmienić, naprawić… nie czekaj aż będzie za późno

- Nie rezygnuj… nie poddawaj się. Rusztowanie służy do pracy, to nie drabinka na placu zabaw… Pracuj, korzystaj z niego… Będzie się czuło ważne…

środa, 17 maja 2017

*17.05.2017 odpowiedź




W odpowiedzi na jeden z komentarzy…


„Uszy w górę Rycerzu! Przeczytała całego bloga, prosiłam o to samo swojego faceta... i mamy kilka wspólnych uwag: jak pisałeś o tym, jak wasz związek mógł wyglądać jej oczami to było dobre, przyznałaś się do winy za co wylała się na ciebie fala hejtu.”


Cóż, taki już jest Internet… Ludzie czują się anonimowi, odreagowują własne frustracje, piszą coś z nudy… Ale mogłem (i robię to) się z tym liczyć.


„(jak ktoś nie umie skrytykować bez używania wulgaryzmów to jest bardzo słabym hejterem tak przy okazji)”

No tak. Zawsze mogę zablokować komentarze, usuwać te z wulgaryzmami, ale wtedy ten blog nie miałby sensu


„Cała historia jednak pokazuje że twoja miłość jest zauroczona innym światem... imponuje jej jej własne środowisko, pewnie też kasa, splendor, uznanie... lubi być na swieczniku.”


Ma artystyczną i humanistyczną duszę i trudno to traktować jak wadę. Świat w blasku reflektorów nie jest jej obcy, ale nie widzę w tym nic złego. Uznanie potrzebuje każdy, ja o tym trochę zapomniałem.

  
„Przez te 9 lat tworzyliście rodzinę, pogmatwaną ale rodzinę. Zostawiła ciebie a co z córką? Pewnie kontakt zerwany tak samo.”

Skłamałbym, gdybym powiedział inaczej. Zerwany, to prawda.


 „Rozwinęła skrzydła, skończyła jedne, drugie, trzecie studia czy ile ich tam było i... nie chciała czasem pojechać z tobą i twoją córką na dłuższy urlop? serio? Pomijam że jej się by to przydało to należało się to tobie i twojej córce, bo taka ilość studiów w takim czsie chyba oznacza że czasu wiele nie mieliście...”

  
Wyjeżdżaliśmy czasem. Tu znów czuję się trochę winny. Próbowałem coś planować, namówić do rozmowy odpowiednio wcześniej by zarezerwować jakiś termin w wakacje. Ale nie trafiałem w moment widocznie. Argumentów było kilka: „nie, bo jest źle i nie chcę planować” albo „nie, bo nie znam planów/kalendarza (praca/studia)” albo „nie, bo nie ustaliłeś, kiedy masz opiekę nad córką w wakacje”

  
„To jak i co piszesz mówi o tobie wiele, masz głowę na karku i odpowiednią wrażliwość”


 Dziękuję. Wrażliwość zmieniła się w nadwrażliwość. To jak śpiewała kiedyś K. Nosowska „przerost duszy nad rozumem”



„Z agresją słowną powinieneś był walczyć wcześniej a brak zachwytu jej osiągnięciami akurat rozumiemy. Jak można cieszyć się z sukcesów kiedy nie przekłada się on nijak na rodzinę? nie wiem czy piszę czytelnie ale to były jej i tylko jej sukcesy... poświęciła się dla nich i poświęciła dla nich trochę was”

Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że nie walczyłem. To znaczy próbowałem, wbiłem sobie w swój durny łeb, że dam radę sam… Teraz wiem, że to był błąd.
Jej sukcesy powinny być naszymi – powinienem ją wspierać i cieszyć się, że te sukcesy to stopnie do szczęśliwej, bezpiecznej przyszłości. Niecierpliwość nie pozwalała mi tak o tym myśleć.

 
„Ciekawi jesteśmy jak wyglądały u was przyziemne sprawy: pieniądze, rachunki... Kto płacił za mieszkanie? czy mieliście wspólne konto? czy dzieliła rzeczy na "moje" i "twoje"...? Jeśli tak, to dałeś się wykorzystać...”

Jak zaczęliśmy mieszkać razem, to ja tylko pracowałem. Ona miała stypendium i rentę po Tacie.  Więc pracowałem na 2 etaty + korepetycje by jakoś się to układało. I przez te wszystkie lata podział był taki: ja płacę za wynajem mieszkania z mediami, utrzymuję auto (paliwo) a moja Miłość zajmuje się domem, jedzeniem. Konta wspólnego nie mieliśmy


„ciekaw jestem, co by się stało gdyby to było wasze dziecko?”
 
Ja też :(


„ Trzymamy kciuki. Dobrze że walczysz. S. i K.”

Bardzo dziękuję.

 ----------------------------------------------
A na koniec, po to, by blog stał się, choć w małym stopniu poradnikiem na temat tego jak nie zepsuć sobie relacji albo jak je odzyskać:

Dostałem kiedyś ten link w wiadomości od mamy mojej Miłości... Obejrzałem, kilka razy... i spróbowałem któregoś popołudnia zapytać "pomóc Ci przy obiedzie?". Trochę się sparzyłem, bo obiad był niemal gotowy, więc usłyszałem: "Nie!..." :(
Ale Wy się nie zrażajcie!


wtorek, 9 maja 2017

środa, 3 maja 2017

*03.05.2017 małe patyczki




Czasem przed snem, jak chyba każdy, wracam do przeszłości. Tych kilka sekund tuż przed utratą kontaktu z rzeczywistością rozciąga się jak guma. Sny ponoć trwają tylko chwilę, a czasem są projekcją wielogodzinnej historii. Podobnie z tymi momentami tuż przed zaśnięciem – jeszcze w realnym świecie, ale mózg już zwalnia, oddaje się w objęcia Morfeusza i za chwilę będziesz mógł opuścić własne ciało i przez ten krótki czas półświadomości żyć na granicy snu i jawy…
Ze mną można w takich momentach rozmawiać. Zmysł słuchu odbiera bodźce mózg poddaje je analizie i stara się budować odpowiedź.

Któregoś razu byliśmy na biwaku, pod namiotem. Szczęśliwe dni, o których już pisałem. W jeden z wieczorów kolacją były pieczone w ognisku kiełbaski, jak to na biwaku. Wcześniej przygotowania – poszukiwanie drewna na opał i drobnych gałązek, by udało się je rozpalić.

Późnym wieczorem, gdy leżeliśmy już w namiocie, rozmowy trwały dłuuugo… aż do momentu, gdy zapadłem w ten stan zawieszenia między snem i jawą.  Moja miłość rozmawiała ze mną o czymś, a ja ni stąd ni zowąd zacząłem opowiadać o ognisku, o to, że się nim zajmę, że potrzebuję nazbierać małych patyczków… Rozbawiłem tym swoją miłość i wspominaliśmy to wielokrotnie.


Teraz już wiem, że to, co mózg robi z naszymi myślami tylko z pozoru w takim stanie wydaje się pozbawione sensu. Ogrom informacji rejestrowanych przez nasz umysł przed i w trakcie snu musi być uporządkowany, odsiane musi być to, co istotne od tego, co tylko zajmuje miejsce w pamięci. Wydaje mi się, że te dziwne symbole, zdarzenia w snach to próba naszego umysłu zwrócenia uwagi na to, co ważne… Czasem to nawet męczące, że jak coś ważnego przed nami to nawet sny nie pozwalają nam się zrelaksować. Ale widać, jest to potrzebne.

Długo myślałem o tym biwaku. Symbol ogniska jest chyba oczywisty. I już jakiś czas temu (nie, wcale nie w odpowiednim czasie) zdałem sobie sprawę, że równie oczywistym symbolem są te „małe patyczki”, o których na wpółprzytomnie opowiadałem mojej miłości.

Z uczuciem jest jak z ogniskiem, aby nie zgasło, trzeba o nie dbać, dokładać drewna… Teraz wiem, że zabrakło tych małych patyczków dorzucanych do żaru, by go podtrzymać.  Błędnie sądziłem, że wystarczy raz na jakiś czas wrzucić jakiś większy kawał drewna… One wcale się tak łatwo nie palą. To z drobnych gestów, słów powinienem był uczynić paliwo.

Do wszystkich zatem: spektakularne prezenty, drogie wakacje, kwiaty „z okazji” – to dobre paliwo dla związku, w którym szaleje ogień… ale czasem przygasa… i wtedy trzeba tych „małych patyczków”. Nic spektakularnego, po prostu codzienne okazywanie „zależy mi na Tobie”. Codzienna pomoc, radość z tego, że już wieczór i możemy go spędzić razem, podanie nieplanowanego drinka, gdy Twoja Miłość akurat bierze kąpiel albo oferta wyszorowania pleców (Ona zawsze życzyła sobie tą szorstką stroną gąbki, mnie aż ciarki przechodzą  J )… Róbcie to, proszę, nie psujcie waszych związków tylko dlatego, że upłynęło już Kika lat i wydaje się, że to już nie ten żar… małe patyczki mogą z najmniejszego ogniska wydobyć bardzo wiele ciepła…
Gdy wracasz do domu, pomyśl o tym by zebrać trochę tego paliwa po drodze… zastanów się, co dziś chcesz zrobić dla swojej Miłości… nie myśl o rzeczach wielkich, one są ważne dla Was a dla Ciebie niech ważne staną się, te małe patyczki…



Zapraszam do dyskusji. Jeśli ten blog ma się komuś na coś przydać to proszę, wpiszcie w komentarzu przykłady, co dla was jest takim „małym patyczkiem”? Pozbierajmy ich zapas razem.