Pora napisać kilka słów o sobie. Wyjaśnić co nieco… W
informacjach „o mnie” na tym blogu nie znajdziesz niczego. A ja nie chcę być
kimś obcym, wirtualnym jak ten blog. Chcę, by wszyscy, którzy tu zaglądają
wiedzieli, że jestem człowiekiem z krwi i kości. Żyję, czuję, kocham, teraz cierpię,
ale ze łzami w oczach wspominam, że znałem też uczucie nieskrywanej radości…
Czasem niewymuszonej, czasem trudniejszej, bo tłumionej przez własne
ograniczenia…
Zaczynam pisać niewyraźnie, więc może bardziej konkretnie to przedstawię. Wyjaśnię na przykładzie. Dwa lata temu, gdy byłem w siódmym niebie jak
Moja miłość wróciła do mnie, po tym, jak przeżyliśmy nasz miodowy okres, miałem wrażenie,
że oboje się staramy, by w nasze życie wprowadzić element dobrego czasu. Ona,
miłośniczka tańca (trenowała nawet w liceum towarzyski, z sukcesami)
postanowiła zaciągnąć mnie, kompletnego niedorajdę w tej kwestii, na kurs.
Kilka tańców ze standardu (cha-cha, rumba, tango…). Dla mnie to ciężka sprawa,
krępuje mnie moje ciało, nie czuję go w tańcu (ponoć wysocy częściej mają z tym
problem) no i w dodatku ten wstyd przed kilkunastoma innymi parami w sali treningowej…
dziwne uczucie – mieszanina radości ze wspólnie spędzonego wieczoru oraz stresu
i irytacji wynikających z nikłych umiejętności i skrępowania… Nie wiem, co było
silniejsze. Jedno jest pewne, dochodziło czasem do nerwowych sytuacji, ale… jak
wracaliśmy do domu, jak byliśmy we dwoje to potrafiłem w samych bokserkach
ćwiczyć kroki, wygłupiać się i słuchać jej wskazówek… jak ja to kochałem! To
rodzaj tej radości, która jest tłumiona przez własne ograniczenia.
Wspomniałem już, że klikając „o mnie” niczego nie można się
dowiedzieć… Ale sam nick „Rycerz” nie jest dziełem przypadku. Miał mówić, kim
jestem albo jaki jestem.
Rycerz – na zewnątrz twarda zbroja, dumny połysk, odporny na
atak, zasłonięta przed światem twarz… a w środku – słaby człowiek, podatny na
to, co wszyscy, uwięziony w stalowym, sztywnym pancerzu nawet jak ledwo żyje,
jak umiera – wydaje się być twardy i wyprostowany… Słaby, choć wytrzymały, co wyćwiczył
przez to ciągłe dźwiganie ciężkiej zbroi…
Co jest jego największym problemem? Jest jak Don Kichot:
walczy z nieistniejącymi przeciwnikami. Dźwiga tę swoją zbroję, choć nie ma
żadnej wojny, która by to dźwiganie uzasadniała. Boi się z niej zrezygnować, bo
bez niej stanie się mniejszy. Co jeśli nie spodoba się światu to, co kryje się
za tą surową stalą? Co jeśli ludzie nie będą go szanować, dostrzegać? Czyż nie
lepsze jest to uczucie satysfakcji, gdy „przeciwnicy” czują respekt przed zimną
stalą, w której tkwi?
Nie, k*rwa! Nie lepsze! Teraz do mojego zakutego (o ironio!)
łba dochodzi, że nie lepsze, bo… nie ma żadnych „przeciwników”! I po cholerę
było to bezcelowe skrzypienie lekko już przerdzewiałą w zawiasach zbroją, po co
to opuszczanie przyłbicy za każdym razem, gdy ktoś się zbliżał? Po co? K*rwa! Po
co?????
Taki jestem. Tam, w środku nie ma zimnej stali. Jest ten,
który się w nią tylko przebrał. Ten, który kompletował pełną zbroję latami
rozpoczynając od naramienników a na zakuciu łba kończąc. A taki był z niego
ładny, pogodny młodzian… zamarzyła mu się przygoda, wymyślił wojenkę i…
Eh…, co teraz? Wychodzę z tej stalowej, zimnej skorupy… czy
wyjdę znów młody, czuły, delikatny? Nie! Do jasnej cholery, nie! Już nie młody…
Już ta moja Dulcynea nie dostrzega tej iskry w oku już nie tak błękitnym, już
nie przeciąga z czułością dłoni po gładkiej twarzy. Zachowa to dla innego
rycerza. Ładnego, nowoczesnego, przyodzianego w mundur paradny… Jaki by nie
był, nie dane jest to nikomu na zawsze… Ja zawsze już pozostanę jej rycerzem…
Nie zamierzam już kruszyć kopi, nie zamierzam hałasować, skrzypieć, nie
zamierzam udawać większego i silniejszego niż jestem… Ale to bez znaczenia.
Wiary nie da się wygrać w żadnej bitwie, nie można jej
zdobyć podstępnym fortelem.
Nadzieja? Nadzieja, jak mówią niektórzy, umiera ostatnia. Są
tacy, co mówią o niej coś innego.
Miłość jest wieczna i (jak mawia Pismo) najsilniejsza z tego
wesołego trójkąta.
ps. (dla znawców języka) Skakanie w narracji miedzy pierwszą i trzecią osobą jest tu zabiegiem celowym
.