piątek, 3 marca 2017

*03.03.2017 mój dobry czas



Piątek. Wiosenny, kwietniowy, niczego nie zapowiadający piątek.. Wracam z pracy, zmęczony po całym tygodniu ale nie na długo. Ona mówi: „sprawdzałam pogodę na weekend, ma być ładnie”. „To fajnie” odpowiadam, nie rozumiejąc, dlaczego miałoby być w tym coś fajnego – i tak nie mamy żadnych planów, pewnie skończy się na TV i pracy przy komputerze. „A może pójdziemy wcześnie spać i skoro mamy wolny weekend pojedziemy się zmęczyć w góry? Jeden nocleg… Może Śnieżka?”
To w tym momencie moje zmęczenie zapadło się w sobie. Jak dawno już nie było takiego weekendu?

Gdybym napisał że się ucieszyłem na Jej propozycję, to byłoby mniej niż pół prawdy. Byłem eksplozją radości, fajerwerkiem zadowolenia i petardą szczęścia. Nawet nie chodziło o Śnieżkę. Ekscytujący był już sam plan. Ogromną przyjemność sprawiało samo przygotowanie się do wyjazdu: popołudniowa wizyta w sklepie, by kupić prowiant na drogę, poszukiwanie termosu by zabrać ze sobą kawę, plan, by położyć się wcześniej, choć podniecenie związane z wyjazdem i tak nie pozwoli wcześniej zasnąć… Płakać ze szczęścia to mało!
Kilka godzin jazdy samochodem z moją ukochaną. Tylko my, cicho grające radio, rozmowa… Taki czas mógłby być celem samym w sobie… To taki czas, który chciałoby się zatrzymać. Zamrozić się wraz z nim i nie oczekiwać niczego więcej…
Dojechaliśmy. Pogoda rzeczywiście nie pozostawia żadnych życzeń. Idealnie… Rześki poranek jest najlepszy do tego, by wyruszyć w górę… Godziny marszu – bez pośpiechu, z przerwami na bułkę z kabanosem i pomidory koktajlowe, przystanek na chłodne piwo w schronisku… Kolejne godziny rozmów o tym co nie jest ważne gdy się o tym nie mówi… Wspólne i indywidualne zdjęcia po drodze będą doskonałą pamiątką, swoistą paszą odłożoną na kiedyś, gdy się za takimi chwilami zatęskni.
W takim czasie głowa się wietrzy jak pomieszczenie w którym miesiącami nikt nie otwierał okna, aż pojawił się ktoś, kto nie tylko to zrobił, ale jeszcze je umył wpuszczając do środka więcej światła…

Dobry czas… Cholernie dobry, ważny, potrzebny jak tlen i woda czas… „Kochanie, Skarbie, Najdroższa – uwielbiam Cię!” – chciałoby się wrzeszczeć stojąc na szczycie… Zmęczenie? A co to jest? W takich chwilach w słowniku splecionym gdzieś w głowie z miliardów neuronów  brakuje słów takich jak zmęczenie, ból, obowiązek czy termin…

Powoli schodzimy z góry. Znów kilka postojów, uśmiechów, chwil ciszy gdy wpatrujemy się w krajobraz… Kolejne godziny rozmów o wydawałoby się nieistotnych sprawach: że fajny plecak kupiliśmy bo ten poprzedni był za mały, że kiedyś zaimpregnowałem buty i do tej pory woda z nich spływa jak po kaczce, że komuś się chciało układać na szlaku te tysiące kamieni, że zawsze na początku jest trudno maszerować a potem jakoś się organizm adaptuje co pewnie związane jest ze spalaniem tłuszczu bo zaczyna brakować cukru we krwi, że kiedyś tu wrócimy…

W końcu docieramy na parking. Krótka wymiana zdań: że chyba nie jest jeszcze tak późno, że dam radę bez kłopotu zawieźć nas spokojnie do domu i nie musimy nocować a lepiej będzie wrócić późno i mieć cały jutrzejszy dzień na odpoczynek…
Więc wracamy, późnym wieczorem rozpakowujemy się, kąpiemy i kładziemy do łóżka z uśmiechem na ustach i wypisanym na czole, oklepanym „wszędzie dobrze…”. Przytuleni, zadowoleni z tej długiej soboty zasypiamy…
Niedzielny poranek witamy z uśmiechem. Dotlenione mózgi wpadają w euforyczny nastrój. Rozmawiamy o zakwasach i twardych jak skała łydkach i udach – „zobacz, dotknij jakie twarde” – mówi. Więc dotykam… z przyjemnością… to dobry czas na dobry dotyk...I kochamy się namiętnie… Jest niedzielny poranek.
„Jestem głodna” – mówi Ona i ja też czuję że bez śniadania nie dałbym rady powtórzyć tego seksu…

Takie soboty, niedziele to czas za którym tęsknię…

Jesteście zapracowani? Gonią was terminy? Na poniedziałek macie dużo do zrobienia i nie daje wam to spać? Nieważne! Gwarantuję wam, że po takiej sobocie i niedzielnym  przedpołudniu będziecie w stanie zrobić w sam niedzielny wieczór więcej niż przez cały, zawalony pracą weekend. Czas jest pojęciem tak cholernie względnym, że żaden tam Einstein nie byłby w stanie tego opisać nawet, gdyby miał do pomocy wszystkich fizyków, matematyków i zegarmistrzów razem wziętych… Korzystajcie z dobrego czasu… Więcej niż do tej pory. Nie szukajcie wymówek. Jeśli jesteś jedną z tych osób którym wydaje się że spędzają w podobny sposób dużo czasu to masz rację… Wydaje Ci się! Rób to częściej!

52 komentarze:

  1. Jutro sobota... jeszcze nie jest za późno na decyzję. Ręka w górę: Kto chętny?

    OdpowiedzUsuń
  2. Powtorze bo ciekawe jak na taki wpis zareagujesz. Ale przeciez ty na te niewygodne komentarze, ktore pewnie trafiaja w dziesiatke, tyle ze nie w twoja dziesiatke, nie reagujesz. Nie tedy droga kolego.
    "Znajac ja tyle lat i znajac jej zachowania, reakcje, fochy...ty miales naprawde nadzieje, ze jak skonczy ten doktorat to bedzie inaczej?
    Moze ona sie wlasnie tego przestraszyla - twoich oczekiwan po doktoracie. Pomyslala, ze jak skonczy to nie bedzie miala juz zadnej wymowki, dlatego postanowila odejsc tuz przed, bo tu nie doktorat jest problemem, problemem jest jej stosunek do ciebie i do spedzania z toba czasu. Obudz sie prosze! Przestan naginac rzeczywistosc bo latwiej ci wtedy to pojac.
    Obawiam sie, ze prawda jest zupelnie inna.
    Moja corka od 3 lat tez robi doktorat na uczelni. Bardzo duzo pracuje bo pisze doktorat z literatury. Czyta tony ksiazek. Ciagle cos publikuje albo lata po swiecie na jakies konferencje. Ma od lat chlopaka. On tez jeszcze studiuje ale regularnie robia sobie razem krotkie urlopy i lataja po swiecie czy jada po rostu w gory powedrowac. Twierdzi, ze jej partner nie moze cierpiec bo ona chce sie doktoryzowac. Jest dla niej rownie wazny jak jej studia. Jesli chce sie poswiecic tylko nauce to nie ma prawa kogos przy sobie trzymac. Bo to czysty egoizm jest wtedy.
    Tak wiec wszystko sie da pogodzic, trzeba tylko chciec. Ja mam powoli wrazenie, ze twoja partnerka niezbyt lubila z toba spedzac czas. Wolala swoja kariere niz twoje towarzystwo.
    Tobie bylo ciagle malo jej obecnosci a jej ciagle za duzo twojej. I to nie przypadek ze wyprowadzila sie wlasnie teraz na krotko przed obrona.
    Czy ty naprawde nic nie kapujesz? Przepraszam za szczerosc ale scyzoryk mi sie w kieszeni otwiera na twoja naiwnosc.
    I jeszcze jeden wazny aspekt. Corka mi powiedziala, ze obojetnie jak duzo ma sie pracy i obowiazkow. Trzeba od czasu do czasu gdzie uciec, zajac sie czyms innym, inaczej mozna zwariowac. Glowa potrzebuje przerwy i innego powietrza i jesli ma sie wtedy jeszcze przy sobie ukochana osobe to nic wiecej do szczescia juz nie potrzeba."

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. I nie jest prawdą że nie reaguje na komentarze. Ostatni akapit Twojego komentarza mówi o ważnym aspekcie - dokładnie to samo napisałem w ostatnim poście! Czas we dwoje to podstawowy składnik cementu służącego do budowy związku... Moja naiwność o której piszesz ma dwa źródła: 1- ja znam moją miłość sprzed rozpoczęcia walki o doktorat i nadal pamiętam jak dobry mieliśmy czas, wiem że umie go ze mną spędzać. 2- ta wiedza pozwalała mi (dla niektórych naiwnie) wierzyć że jak ta jej walka się skończy to znów będziemy mieli dobry czas...
    Ktoś napisał, że są teorie mówiące że ze związku wychodzi się tak długo, jak długo trwał związek... mam nadzieję że jednak nie! Ale proszę los o czas... nie chcę być naiwny, ale z dnia na dzień nie odpisze na komentarz w stylu "ona nie jest dla Ciebie" słowami "masz rację" i już...

    OdpowiedzUsuń
  4. I nadal jestes naiwny badz latwowierny. Otoz to co bylo prawda kiedys, nie musi nia byc teraz. To, ze kiedys chetnie spedzala z toba czas nie musi znaczyc, ze tak jest nadal. A wiesz dlaczego? Bo na poczatku czlowiek jest zadurzony, zakochany i wielu rzeczy nie chce widziec badz je mylnie interpretuje. Dopiero z mijajacym czasem zaczyna zauwazac to i owo. Na dobre poznanie sie trzeba czasu. Im dluzej sie ze soba jest tym wiecej ma sie okazji do poznania drugiej osoby. Zaczyna to i owo przeszkadzac, denerwowac, irytowac. To sie sumuje, sumuje, sumuje...a im bardziej sie partnerzy miedzy soba roznia tym suma jest coraz wieksza i w pewnym momencie cos sie w nas zalamuje i zaczynamy sie zastanawiac czy to ma w ogole sens. Juz nie ma tej radosci we wspolnym spedzaniu czasu, znika zachwyt, zaczynaja sie ciche dni i w pewnym momencie zostaje juz tylko ucieczka. Mlody jestes i musisz sie jeszcze wiele w zyciu nauczyc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jestem naiwny i łatwowierny. Ale 6 pierwszych lat to już nie "początek". Początek to pierwszy rok, może dwa czy cztery... ale nie 6. Polecam analizę:
      http://www.swiat-zdrowia.pl/artykuly/chemia-milosci-hormony-zakochania

      Usuń
    2. Tu tez nie masz racji bo akurat na to nie ma zadnych statystyk. I nie chodzi moze w pierwszej linii o zauroczenie i ile ono trwa, a bardziej o poznanie partnera i jego charakteru, jego reakcji i jego oczekiwan. Bo wlasnie to jest z czasem najwazniejsze. I fakt czy nam sie to podoba czy nie i na ile nie. A no to jeden potrzebuje rok, inny 6 lat a sa i tacy co dopiero po 20 latach nie wytrzymuja i uciekaja. Samo zycie.

      Usuń
  5. Jestem kobieta, mezatka i wytlumacze ci na czym polega paradoks milosci. Otoz kobieta jest najlepsza i oddana partnerka, zona, narzeczona jesli nie jest tak do konca pewna swojego faceta. Takie male 5 procent niepewnosci sprawia, ze sie zawsze stara, ze jest uwazna, ze ja to kreci, ze chce go koniecznie miec. Trudno to zrozumiec czy wytlumaczyc ale tak wlasnie jest. Ty po prostu jestes nudny z tym swoim uwielbieniem dla jej osoby. Ona jest za pewna ciebie dlatego robi to co robi. Kobiety to na poczatku zachwyca a pozniej juz tylko denerwuje. Zyje juz troche na tym swiecie i wiem co mowia na ten temat.Pomysl o tym. Moze twoje chwilowe milczenie i zostawienie jej w spokoju pracuje na twoja korzysc. Moze. Ona jest toba przesycona po dziurki w nosie. Toba i twoim nad nia zachwytem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodziłbym się z tym, gdyby nie to, że brak szacunku i wsparcia był wg niej powodem odejścia a nie nadmiar uwielbienia. Ona, widzi to całkiem inaczej. Pewnie powiedziałaby że się nią nie interesowałem, nie zabiegałem, nie okazywałem czułości...

      Usuń
    2. A jak masz ja szanowac i wspierac jesli stawia ci sie ciagle w poprzek i nie da sie z nia o niczym powaznym porozmawiac? Tragedia z taka lalka. A rozmowa to podstawa porozumienia. I doktoraty nie pomoga jak sie ma takie spojrzenie na swoje zycie jak kon w klapkach na oczach.

      Usuń
    3. 19.48, tez jestem kobieta i powiem ze to bzdura. Te 5% niepewnosci spowoduje ze sie wkurze i odejde. Takie gierki to dla malolatow.

      Usuń
    4. Widze, ze widzisz swiat czarno-bialo, kolezanko :)
      Te 5% u sprytnych tak przebiega, ze nawet nie zauwazysz...i kochasz coraz bardziej.
      Subtelne, inteligentne i kulturalne 5% to jak lampka czerwonego wina wypita wieczorem.
      Sama rozkosz.

      Usuń
    5. Zgadzam się z Bardzo Czarną Kawą. W związku nie ma miejsca na żadne 5%. Jeśli ktoś potrzebuje procentów to na pewno nie takich...

      Usuń
    6. Nie ma miejsca na 5% ?
      I ty to mowisz powaznie? Ty, ktory byles 9 lat w zwiazku gdzie bylo przynajmniej 30% niepewnosci i jakos nie odszedles. I gdyby Madame sie nie wyprowadzila to bys nadal w nim tkwil. Nieszczesliwy ale tkwil bo pomimo tych 30% wciaz kochasz. Ty piszesz ze nie ma miejsca na 5%. Mam powazne obawy o twoja glowe. Jestes Mistrzem w mysleniu zyczeniowym ale zycie to nie koncert zyczen.
      Ale tak wlasnie jest, ze jak ktos mocno kocha to nie liczy ile procent i tak nie odchodzi.
      Rycerz jest na to wspanialym przykladem.
      Moze ty czarna kawo jestes wyjatkiem badz nigdy naprawde nie kochalas.

      Usuń
    7. Jeśli jakieś procenty są potrzebne wg Ciebie, a ja miałem ich aż 30 to... co poszło nie tak? Za dużo tych procentów? 5% jest ok, a 30% to zbyt wiele? Nie rozumiem... Idąc Twoim tropem - powinienem być najszczęśliwszym człowiekiem pod Słońcem.
      Wiem co możesz powiedzieć - ja miałem te swoje 30% ale Ona nie, prawda? Mnie się jednak wydaje, że ja też nie dałem jej całego siebie. Może dlatego, że nie odpowiadała jej cała ta moja, przebrzmiała wrażliwość?

      Usuń
    8. Jesli jej nie odpowiadala ta Twoja przebrzmiała wrażliwość to i w przyszlosci nie bedzie jej ona odpowiadac. Sa kobiety , ktore to uwielbiaja i takie, ktore tego nie znosza. Nie da sie wyjsc z wlasnej skory. Kompromisy funkcjonuja tylko w pewnym stopniu. Im wiecej kompromisow tym bardziej rezygnujemy z siebie. A im bardziej rezygnujemy z siebie tym bardziej jestesmy nieszczesliwi. Jestes jej moze za bardzo romantyczny i za bardzo przewidywalny. Taka meska PIPA (przepraszam) a ona chce miec faceta z krwi i kosci.

      Usuń
    9. Tak, zwiazek ma byc jak dla mnie czarno-bialy, albo sie kochamy i nie zadnych niepewnosci albo zegnam. Tych niepewnosci mialam w zyciu z trzy dupy i dziekuje, postoje sobie. Nie tylko te gierki zauwazam ale wyczuwam na 100km. Byc moze ktos mysli ze jest sprytny ale niestety tylko tak mysli. Dla mnie to nie spryt tylko zenada i kompleksy (uciekanie sie do manipulacji zeby kogos zatrzymac, slabe). Watpie bym byla jakims wyjatkiem, ale byc moze jestem w mniejszosci, nie wiem. Wielu gada o tej tzw niepewnosci (lub tez powtarza za innymi bo tak sie utarlo), a ja mowie, ze na mnie to nie dziala. Po pierwsze, jak nie mam pewnosci to sie nie umiem zaangazowac, bo nie wiem na czym stoje wiec o milosci nie ma mowy. Moge kochac i kocham tak ze chyba nie da sie bardziej, ale min. dlatego ze te pewnosc mam. Po drugie, tak jak wspomnialam, nie interesuja mnie jakies emocjonalno-psychologiczne gierki i manipulacje wiec jesli facet gra na te nute - jest skreslony zanim sobie zda z tego sprawe. Nie bede takiemu tanczyc jak mi zagra. Albo jest facetem i wie czego chce i oboje dajemy z siebie wszystko albo niech mi dupy nie zawraca. Nie mam czasu na pierdoly. A lampke wina to sie moge napic bedac pewna ze oboje dbamy i zabiegamy o siebie na co dzien bez jakichs dziwnych 5%. To sie nazywa dojrzala milosc, ktorej pewnie nie znasz, bo grasz w jakies gry (ze tak przytne skoro Ty tak lubisz przycinac i pouczac protekcjonalnie, stereotypowym belfrem jestes?).
      Byc moze Ty tak lubisz ale nie wypowiadaj sie za wszystkich i nie uogolniaj bo wychodzisz przed orkiestre. Nie kazdy ma taka wizje milosci jak Ty.

      Usuń
    10. To nie wizja milosci, to zycie!

      Usuń
  6. A ona cie szanowala i wspierala? Z tego co piszesz, to tez raczej nie. I zeby nie szanowac, to nie trzeba koniecznie byc wulgarnym czy niegrzecznym. Istnieja bardziej subtelne sposoby zeby nie szanowac drugiej osoby i tego co ona robi. Nie trac wiec kontaktu z rzeczywistoscia bo na samej iluzji daleko nie zajedziesz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rycerz 3 marca 2017 19:57
    Az mi sobie to trudno wyobrazic bo to, co tu o niej i waszym zwiazku piszesz, jest dla mnie bardzo dalekie od tego co napisales. Nie interesowales sie nia? Nie okazywles czulosci? Nie zabiegales?
    Ale piszesz zupelnie cos innego - budowales wam gniazdko, pragnales spedzac z nia czas, pragnales z nia wyjezdzac zeby moc nacieszyc sie tylko soba, o waszej bliskosci tez piszesz bardzo cieplo.
    Wiec albo jestes jakis hipokryta albo nie piszesz wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystkiego oczywiście nie jestem w stanie napisać... Tak, budowałem gniazdko, chciałem spędzać czas, lubiłem te wszystkie ciepłe chwile... Ale jednocześnie nie potrafiłem rozmawiać z nią jej językiem. W mojej głowie miłości było pełno, ale za mało jej wypływało z moich ust... Ja chciałem mówić "kocham Cię" za pomocą wspólnie spędzanego czasu, nie słów... Nie umiem rozmawiać o uczuciach, pisanie jest łatwiejsze... Nawet kilka razy próbowałem coś jej napisać, ale uznała że to dziwaczne, że przecież jesteśmy blisko i możemy rozmawiać a nie pisać maile...

    OdpowiedzUsuń
  9. To dziwne, ze tak uznala bo przeciez powinna cie po tylu latach na tyle znac i wiedziec , ze nie potrafisz mowic o uczuciach. Z tym ma problem wiekszosc facetow.
    Mogla ci wiec w tym pomoc, podac ci reke zebys sie przelamal albo zaakceptowac fakt, ze latwiej ci o tym pisac. A jednak tego nie zrobila tylo postawila na swoim: bedziemy o tym rozmawiac. Sa dwie kategorie facetow: albo jak slowiki paplaja 10 razy na dzien przy kazdej okazji ze kochaja...albo nie mowia tego wcale.
    Idealizujesz ja!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Tak, masz rację... idealizuję Ją. To jeden z tych niepotrzebnie danych przez Stwórcę symptomów zakochania. Myślę że bez tego nie było by miłości.

      Usuń
  10. Czy ty skonczyles humanistyczne studia czy masz tylko wrodzony talent pisarski?
    Az trudno uwierzyc, ze ktos kto potrafi tak pisac - z taka wrazliwocia doboru slow - nie potrafi mowic o uczuciach.
    Twoja kobieta nie byla ewidentnie wrazliwa na slowo pisane - szkoda dla niej, ja jestem i doceniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie skończyłem nic humanistycznego. Trochę może przeczytałem i może to stąd? Słowa tkwią w każdym, ja się staram po prostu dobrać właściwe i w odpowiedniej kolejności... Dziękuję za uznanie.

      Usuń
  11. Tak sie caly czas zastanawiam co jest glownym powodem-aspektem, ze tak dlugo i tak intensywnie wrecz maniacko ja kochasz. Bo na ogol, to z czasem najmocniejsze uczucie blednie. Nie musi wygasnac ale pokrywa go cieniutka warstwa kurzu, codziennosci, przywyczajenia. U ciebie tego kurzu nie widac. Nic a nic. Wrecz przeciwnie, polerujesz coraz bardziej :)
    I wiesz co ja mysle, dlaczego?
    Dlatego, ze ona ciagle taka troche wycofana trzyma przez te wszystkie lata jej niedosyt w tobie.
    Nie wiem czy to jest u niej podswiadome czy wyrafinowane...jesli to drugie, to w sposob niezamierzony zrobila cie swoim niewolnikiem w uwielbianiu jej.
    Gdyby od poczatku wiecej ci od siebie dawala, dawala ci wiecej siebie, swojego czasu, swojej dyspozycyjnosci, zupelnie inaczej bys teraz pisal. Ty jestes wciaz po 9 latach bardzo glodny na jej uwage i jej obecnosc. Masz ciagly glod na nia. Stad twoja rozpacz. Chyba ani razu nie bylo ci dane "najesc sie" jej do syta, tak zeby az bylo czlowiekowi z tego przejedzenia niedobrze.
    Pytanie jest, jak ona dala rade przez tyle lat trzymac cie tak troche na dlugim lejcu.
    Odpowiedz jest prosta - ma zupelnie inny charakter i inne potrzeby, i oczekiwania niz ty.
    To nie byla dla niej zadna praca ani zadne wyzwanie. To bylo zachowanie zgodne z jej natura.
    I znowu jestesmy na poczatku naszej dyskusji - po prostu w ogole do siebie nie pasujecie.
    Nie, nie chce cie gnebic (nie mam w tym zadnego interesu). Jest to dla mnie ciekawe psychologicznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo trafny komentarz. Ciągle był ten dystans, przez lata żadnych pewnych planów, ludzie wokół brali śluby, zakładali rodziny, z sukcesem starali się o dziecko... A ja żyłem w oczekiwaniu na to szczęście. W oczekiwaniu na spokój i pewność że to mój związek, że nie "chodzimy" za sobą lecz tworzymy coś więcej niż parę. Ale to nie zmieniało faktu że ją kochałem cały ten czas...

      Usuń
  12. Kochales ja caly ten czas bo caly czas bylo to 5% niepewnosci (moze nawet wiecej) - tak jak tu jakas kobieta bardzo trafnie napisala. Nigdy nie byles jej pewny a ze ja kochales to nie dales sobie po jakims czasie spokoj...tylko kochales coraz bardziej i coraz bardziej pragnales posiasc te ostatnie 5%.
    Nie bylo ci jednak dane. I nawet jak wroci nigdy 100% nie dostaniesz.

    OdpowiedzUsuń
  13. Proszę Państwa, umówmy sie: do Rycerza nie trafiają żadne argumenty i nie trafią....ktoś już o tym napisał. Nie ma sensu tłumaczyć rycerzowi, ze Jego Miłość jest Afe, bo jedyne co do niego trafi, to zapewnienie, że znów będą razem, że jak Panna X zrobi doktorat, to wróci i będą żyć długo i szczęśliwie. Rycerz nie oczekuje od Nas rad tylko zapewnienia, że Ona go kocha i pocieszenia. Nie ma sensu się gimnastykować wymyślaniem jak w innych słowach powiedzieć, że CIĘ NIE KOCHA I NIE WRÓCI. Pozdrawiam, Racjonalistka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rycerz nie oczekuje od Nas rad...."
      Oczekuję. I wiele dostałem. I korzystam. Rada "daj sobie spokój, nie wyszło, trudno" na razie do mnie nie trafia. Może jeszcze za wcześnie. Ktoś radził: "nie pisz, nie kontaktuj się, daj jej czas..." - to właśnie robię. A ostatnie posty przestały być już tylko o mnie... są dla wszystkich. Mówią o wielu z nas. Są po to by pomóc innym (nie mi) którzy znajdują się bądź znajdą w podobnej sytuacji.

      Usuń
    2. Proszę Cię. odnoszę wrażenie , ze kipisz ze złości jak ktoś Cię krytykuje i nie chcesz słuchać nikogo kto mówi Ci "nic z Tego"......ja tez kipię widząc , że mówienie do Ciebie jest jak uderzanie grochem o ścianę.....może dlatego , ze każdy z nas jest takim samym głupkiem w obliczu bycia zostawionym, ale trzeba mieć też godność i umieć przyjąć, ze On/Ona sobie nie życzy być z Tobą nadal. /Racjonalistka

      Usuń
    3. Nie mam wpływu na to, jakie odnosisz wrażenie. Nie kipię też ze złości. Jeśli Uważasz że pisanie komentarzy jest jak "uderzanie grochem o ścianę" to ok. Nie pisz.
      Ja kipię ze złości? Czy Ty? Ja nikomu nie odmawiam godności.
      I proszę, nie nawołuj innych do akceptacji Twojego zdania bo... po co?
      Powtórzę raz jeszcze: ten blog przestaje być już o mnie. Znalazłem wiele cennych komentarzy i bardzo za nie dziękuję.

      Usuń
  14. Napisz sobie duzymi literami i powies nad lozkiem, nad lustrem i nad drzwiami:
    "Nauczyłem się igrać z losem czy drwić z przeznaczenia. Nauczyłem się zaczynać na nowo i stawiać kropki. Nauczyłem się żyć. Pora nauczyć się Ciebie nie kochać"

    OdpowiedzUsuń
  15. Ok. Napiszę i powieszę, jeśli uważasz że to ma pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  16. Co poniektorzy kipia ze zlosci, bo chcieliby miec racje, niektore wpisy sa jak walka o krzeslo. Wkurzaja sie na Rycerza bo sami kiedys nie sluchali zadnych rad. Jak to sie mowi, kto zawsze slucha czyjejs rady co do swego zwiazku niech pierwszy rzuci kamieniem.
    Byc moze Rycerz nie chce zaakceptowac fiaska (czy ktos da sobie palca uciac bo wie co bedzie?), a co poniektorzy nie moga zaakceptowac, ze kazdy ma swoja sciezke ktora musi przejsc, Rycerz nie jest wyjatkiem. Rady mozna dawac jesli tego chce ale zadac by z nich skorzystal i odwalanie focha jak tego niby nie robi to juz przegiecie. Ego az kipi. Czyta sie takie komenty i jedno przychodzi do glowy: "zesral sie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Czarna Kawo! Widzę że dolałaś do siebie trochę mleka :) Dzięki!

      Usuń
  17. Smietanki ;) bo rownowaga wazna jest. Poprostu nie lubie deciarstwa.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kijowo jak, tak jak w Twojej sytuacji, zbliza sie jakies takie swieto. Nie wiadomo co robic. Ja na jej miejscu nie chcialabym zadnych kwiatow, bo one niczego nie naprawia. Wiec glosowalabym 'nie'. Jesli kwiatow bym nie dostala a mimo to cos by mi mowilo 'o prosze, ma mnie gdzies, nawet glupiego badyla nie dostalam' to bym sie ocenila jako dziecinna i przejmujaca sie stracona ksiazka gdy pali sie dom. Wiec nadal 'nie'. Dzien kobiet to glupie, przestarzale i zenujace swieto (osobiscie go nie trawie a poniewaz mieszkam w uk i tu go nie ma, tutejsze kobiety by to wysmialy, wiec czuje sie przez to szczesliwsza) wiec znowu 'nie'. Moim zdaniem w Twojej sytuacji byloby to troche smieszne. Moglaby to odebrac jako co najmniej (lub co najwyzej) mierne. Klikne na 'nie'.

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej! Wyluzujcie z tymi osadami innych. Komentowanie blogu nie polega na tym, zeby kogos zaglaskac na smierc. Urok blogu polega wlasnie na tym, ze pojawiaja sie diametralnie rozne opinie i to ma swoj cel. Autor ma zobaczyc swoj problem z roznych stron. Kropka
    A jesli chodzi o te 5 procent to chyba zescie nie zalapali o co chodzi. Wystarczy, ze jeden z partnerow ma problem z wyrazaniem uczuc i juz sie pojawia te 5 procent bo druga strona sobie mysli: ani razu nie powiedzial, ze mnie kocha. I juz jest niepewnosc. Przeciez dokladnie taka sytuacja jest u autora. On przeciez nie prowadzi zadnych gierek. On ma problem z artykuowaniem swoich uczuc, pomimo, ze kocha ja nad zycie. I ona mu to wlasnie zarzuca. I to jest powodem jej frustracji i jej niepewnosci czy moze zawsze na niego liczyc. Nie pierdolcie wiec glupot o gierkach, a ty czerwona kawo bardziej pasujesz na belfra niz nasz autor. Zjadlas wszystkie rozumy i ci chyba mozg rozwala :). Ego to nie jest deser, nawet jak sie mieszka w uka.
    Spuscmy zaslone milosierdzia na ludzka glupote.
    Zadnego czlowieka nie pozna sie w 100 procentach i wlasnie z tego powodu nie ma nigdy 100 procentowej pewnosci. Czytajcie ze zrozumieniem - to tak gwoli wyjasnienia. Sorki za ostre potraktowanie tematu.
    E.
    ps. zadnych kwiatkow ani na marzec ani na kwiecien, no chyba ze na prima aprilis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amen./Racjonalistka

      Usuń
    2. "Hej! Wyluzujcie z tymi osadami innych. Komentowanie blogu nie polega na tym, zeby kogos zaglaskac na smierc. Urok blogu polega wlasnie na tym, ze pojawiaja sie diametralnie rozne opinie i to ma swoj cel. Autor ma zobaczyc swoj problem z roznych stron."

      Bardzo trafna uwaga. Blog żyje własnym życiem i bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję że w końcu nie będzie służył tylko mi... Wiele osób, jak sądzę, była, jest lub znajdzie się w podobnej sytuacji... Z każdego z komentarzy wyciągam coś dla siebie będąc świadomym, że nikt prócz mnie samego nie jest w stanie mi pomóc. Bardzo dziękuję!

      Usuń
  20. Nastepny sie zesral. Wlasnie ze z tym 5% chodzi o manipulacje i to Ty czytaj ze zrozumieniem. Jest tam '5% u sprytnych' wiec chyba nie zatrybilas albo zatrybiles kimkolwiek jestes. Tobie za to ego uszami wycieka. Wyjasnilas/les tak ze az widac ile rozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarny chleb (Rycerz) i Czarna Kawa opętani samotnoscią, myślą swą szukają szczęścia.."-strachy na lachy. /racjonalistka.
      Ps. Nawet Lubie tego bloga

      Usuń
  21. Kupy dupy sie to nie trzyma.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zamiast kwiatow na Dzien Kobiet mozesz jej w tym dniu napisac - smsem albo mailem - kilka zdan, bo ile mozna zyc w takim zawieszeniu.
    Cos w stylu: Kocham Cie i nie tylko w Dzien Kobiet ale od poczatku i wciaz, i mam nadzieje, ze ty mnie rowniez. Szanuje jednak Twoja decyzje i sie juz wiecej nie odezwe. Wiesz, gdzie i jak mnie znalezc. Przytulam i jednak podswiadomie czekam.
    Mysle, ze ten przekaz da jej jasnosc Twojego stanowiska (wciaz chcesz ale nie mozesz jej przeciez zmusisz i czekasz na jej krok).Jak ona zareaguje, tego nie wiem. Dla mnie jednak wchodza w gre trzy opcje:
    1. moze pomysli, no wreszcie da mi swiety spokoj (musisz sie wtedy nauczyc z tym zyc)
    2. przestraszy sie, ze jesli chce byc dalej z toba to ona musi zrobic pierwszy krok i zmusi ja to do przemyslenia sytuacji.
    3. da ci jakas wymijajaca odpowiedz i nadal nie bedziesz wiedzial co ona zamierza (ale wtedy mozna dopytac)
    Tak czy tak i ty, i ona macie wtedy jasna sytuacje, i kazde wie czy jest na co czekac czy nie.
    To tylko taka moja propozycja, przemysl to. Mnie by takie czekanie na nie wiadomo co i nie wiadomo jak dlugo, wykonczylo. Lubie w miare mozliwosci klarowne sytuacje bo wtedy wiem an czym stoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "czekam podświadomie" ? nie wiem jak to rozumieć. Te trzy opcje wyglądają na kompletny zestaw możliwych scenariuszy ale 2/3 z nich budzi moje przerażenie. Łatwo się domyśleć które to. Dla ułatwienia dodam, że nie chodzi o 2. A serio, to nawet 2. nie przemawia do niej bo ostatnia rzecz na której mi zależy to Ją straszyć.

      Usuń
    2. "czekam podświadomie"
      To ma znaczyc, ze w zasadzie wiesz, ze nie masz chyba na co czekac... ale podswiadomie jednak czekasz.

      Usuń
  23. A moze to ci sie bardziej spodoba:
    "Jestem pewnie staroświecki, ale chciałbym wziąć ślub tylko raz. Żadnych zdrad, żadnych rozwodów, po prostu nas dwoje aż do końca po sam grób."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnych okolicznościach to nawet byłby zabawny tekst ale nie doceniasz mojej Miłości. To bardzo "głodny" kawałek. I nie, nie spodobał by się... Czy ja wspominałem, że kończy doktorat? Raczej wymaga więcej od swojego adoratora... i za to ją cenię.

      Usuń
    2. To byl oczywiscie dowcip z tym tekstem o slubie ale w sumie kazdy wpis pobudzajacy do myslenia jest ok.

      Usuń