środa, 19 kwietnia 2017

*19.04.2017 nie lubię kurzu




 Ten post nie jest mój. Nie do końca. Zredagowałem go nie z własnej tylko potrzeby, ale także w odpowiedzi na komentarze (które są cenne i za które dziękuję). Nie czuję się pełnym właścicielem tekstu poniżej.

Anonimowy użytkownik napisał w komentarzu do poprzedniego postu:
„Jestes wzorowym przykladem na to, ze wszelkie blogi zakladane w chwilach rozpaczy szybko traca swoja dynamike i sie koncza. Czas robi swoje - pokrywa kurzem rozpacz i tesknote, ...i przestaje sie nam chciec pisac (…)”

Gdybym znajdował się w odrobinie innej czasoprzestrzeni niż jestem, podziękowałbym, z uśmiechem i radością, za komentarz i za ocenę „wzorowy”. Ale nie jest mi do śmiechu, bo sprawy są poważne.
Przez wiele dni pisałem to, co było łatwiejsze: opowiedziałem swoją historię, przedstawiłem wszystko, co mogłem by oddać klimat, nastrój… i to było łatwe. Bo znałem historię na pamięć. Bardzo trwale zapisała się w mojej głowie i już nigdy nie da się usunąć. Dobrze, bo nie chcę….
Trudniej jest pisać o Tym, co się dzieje mając (w końcu!) świadomość, że każdy mój ruch jest ważny, że wszystko, co robię może mieć zarówno złe skutki (zepchnąć mnie z krawędzi) jak i dobre (pozwolić mi stanąć poza nią (niekoniecznie po drugiej stronie). To, że „tu i teraz” jest tak ściśle powiązane z tym „przyszłym” powoduje ze już nie czuję się tak pewnie…
Przez te tygodnie nauczyłem się wiele, między innymi tego, że własne działanie trzeba analizować, że trzeba myśleć o konsekwencjach, trzeba aktywnie pracować z sobą i nad sobą. Wszystko, co chciałbym napisać na blogu, muszę teraz przemyśleć nie po to, by nie napisać przypadkiem czegoś głupiego, tylko po to, by uczyć się analizować dzień po dniu, wyciągać wnioski, stawać się obserwatorem własnych złych i dobrych zachowań i właściwie je oceniać.  Nie chcę by ten blog stał się nic nieznaczącym blogiem ze złotymi myślami (a jest takich sporo), w których autor nie dość, że nie podaje prawdziwych autorów słów, to jeszcze bez opamiętania przelewa na ekran truizmy, krótkie słowa, by zapewnić sobie aktualizację odsłon, a czasem nawet, w odstępie kilku dni, cytaty wzajemnie się wykluczające sensem, co świadczyć może już tylko o braku własnego zdania i niszczy autorski charakter bloga.
Nie chodzi innymi słowy o kurz, lecz o to, że pracuję nad sobą i czasem nie starcza czasu na to by usiąść, przemyśleć to, co chcę powiedzieć i dopiero przelać to na elektroniczny papier… Pisanie postów nie może stać się czynnością, która zajmuje czas tylko podczas stukanie w klawiaturę… o nie!
I częstotliwość postów nie ma nic wspólnego z tym, że „przestaje się nam chcieć pisać” tylko raczej z tym, że „zaczyna nam się chcieć pisać lepiej” (i lepiej żyć, btw).
Ocenianie blogu na podstawie systematyczności postów to jak ocenianie malarza po ilości stworzonych obrazów albo (lepiej) chirurga po ilości wyciętych nerek… no może ma sens… ale nie do końca.

„Zeby pisac blog trzeba miec troche wiecej do powiedzenia niz uzalanie sie nad soba.” – pisze dalej autor komentarza.
Rzeczywiście.  Zgadzam się z tym w 100%. Dlatego właśnie, chcę napisać coś więcej i nie wstawiam kolejnych, łzawych postów (a mógłbym, o tak!). Cierpliwości.

Jest w końcu łyżka miodu: „W sumie szkoda bo jestes chyba dobrym obserwatorem i mozna by ten blog rozbudowac ...i nadac mu z czasem szerszy kierunek niz tylko Twoja Milosc.”
Tu też nie sposób się nie zgodzić. Na usprawiedliwienie dodam, że Miłość jest dla mnie najważniejsza, dlatego tyle uwagi skupiam na niej.
Dobrym obserwatorem nie jestem, albo w tych obserwacjach nie widzę dobrze - jak dalekowidz, nie widziałem do tej pory tego, co blisko (chcąc patrzeć tylko w dal) – wiecie, co mam na myśli?



I jeszcze jedno jestem winien czytelnikom  - ktoś zapytał: „No i jak tam po Swietach? Dostales od niej jakies zyczenia?”
Więc, jeszcze ten raz koncentrując się na sobie i mojej Miłości muszę napisać, co się dzieje teraz, jak się sprawy mają.

Wizyty u psychologa (o nich osobny post wkrótce) stały się regularne… Kosztują, ale warto. Mam za swoje! Praca pomaga słabo, w tym tylko sensie, że inaczej płynie czas, ale nie czuję bym robił w niej coś, co pozwoli mi się zmienić, poczuć, że robię coś dla siebie. W pracy raczej daję niż biorę.
Wznowiłem więc treningi. Biegam. Ćwiczę różne programy (z Chodakowską włącznie J), chodzę na basen… w ostatnich 2 tygodniach przesadziłem z bieganiem i nabawiłem się kontuzji, więc konieczne stały się wizyty u fizjoterapeuty. Zainwestowałem w nowe buty, zegarek do monitorowania treningów i większej samokontroli… walczę…

W odpowiedzi na to ostatnie pytanie: Święta były okropne. Pierwsze od lat, spędzone bez Niej, więc jakie inne mogły być? Wysłałem życzenia, nawet własnoręcznie wykonaną kartkę i upominki w postaci czekoladowych jajek. Dostałem podziękowania i zapewnienie, że również życzy mi wesołych świąt… Próbowałem skłonić ją do szczerej rozmowy w cztery oczy podczas świąt… nie jest gotowa by się ze mną spotkać. Boli ją…
Pierwszego dnia z córką pojechałem do siostry, spędziłem w ten sposób dzień. Dzień drugi miał być poświęcony treningom na macie… (kontuzja nie pozwala biegać). I tak się stało…

Dziś wracam do biegania, za 15 minut wyruszam… lubię biegać… muzyka w słuchawkach, myśli o Niej i zmęczenie to jak trzydaniowy obiad dla mojej duszy… Ona jest daniem głównym. 

A co do osiadania kurzu:  Nie.  Nie zgadzam się na żaden kurz!

20 komentarzy:

  1. No i brawo. Nie ma mowy o jakims kurzu.
    Nie wiem jak Ty to robisz, ze bedac w takim stanie potrafisz isc do pracy i uczyc. Wiem ze praca to praca, musisz i juz. Ale to musi byc cholernie trudne, stanac przed publika i udawac ze jest ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak. Jest trudne. Mam takie chwile, że każę uczniom czytać coś samemu.. albo udaję że temat jest prosty, i jak dadzą mi 20min to powiem co mam powiedzieć, a potem będą mogli pogadać... różne zabiegi... i hektolitry melisy zaparzanej na każdej przerwie. Może jednak dobrze, że pracuję z "publiką". To szczęście w nieszczęściu, bo "muszę" a gdybym był stolarzem i stanął w warsztacie przed deskami? na pewno nie zmusiłyby mnie do aktywności...

      Usuń
  2. To prawda. Tez mam do czynienia z ludzmi w pracy ale nie non stop tak jak Ty. Z jednej strony jest to dobre dla przetorowania mysli, z drugiej jest to cholernie trudne gdy mysli nie chca sie poddac i oczy robia sie mokre. Jak walka z Goliatem. D tez ma do czynienia z ludzmi, ale tez nie non stop. I czasem jakis samochod tez go nie zmusi do aktywnosci.
    Teraz wiemy dlaczego nauczyciele w szkole czasem dawali nam 'luz'.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mysle, ze jedyny sposob zeby ja ewentualnie (powtarzam: ewentualnie) znowu "miec", to...z niej jawnie zrezygnowac. Pewnie nie rozumiesz co mam na mysli. Otoz nie placzem, praca nad soba, podlizywniem sie jej, plaszczeniem sie i mega uwaga skierowana w jej strone pokazesz jej, ze jestes facetem z krwi i kosci. To mozesz jej pokazac jesli jawnie i otwarcie pokazesz jej ze akceptujesz i rozumiesz jej decyzje.
    Kapujesz?
    Jesli ona ciebie nadal kocha i wziela cie jedynie na przetrzymanie to info, ze nie bedziesz wiecej o nia walczyl i akceptujesz jej wybor "obudzi" ja, ze moze nastal ten moment, ze cie straci.
    To takie troche dzialanie na "psa ogrodnika": ja cie co prawda nie chce ale tez nie dam cie zadnej innej.
    Jesli ona i na taka taktyke nie zareaguje to jestes "przegrany" i nie ma juz powrotu.
    Pomimo rozpaczy, tesknoty i wyrzutow sumienia musisz przyjac postawe, ktora u niej spowoduje respekt do ciebie i moze wrecz podziw. Teraz caly czas dajesz jej sygnaly, ze nawet jakby przyszla o 3-ciej nad ranem to ja przyjmiesz. Ona jest ciebie za pewna. Najwyzszy czas pokazac jej, ze jesli jest to jej decyzja i dla niej jedyna opcja, to potrafisz zyc tez bez niej.
    Wiem, ze tego nie zrobisz bo jestes na to za slaby i za bardzo ja wciaz kochasz. Ale wlasnie to dziala caly czas przeciw tobie - czas wiec to zmienic i przyjac zachowania, ktore beda ci w przyszlosci pomagaly, a nie przeszkadzaly.
    Poza tym to moze sie myle ale mysle, ze jej glowa juz dawno jest zajeta kims innym, sorry!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytalam wlasnie Twoj ostatni wpis i sie zastanawiam, co wlasciwie chciales nam powiedziec.
    No dobrze - starasz sie, pracujesz nad soba, zabijasz czas sportem, praca i rozmyslaniami nad padolem swojego zycia. I moze sie w koncu okazac, ze wszystko zrozumiesz, rozpracujesz, zrobisz z siebie zupelnie innego faceta i pelen nadziei na przyszlosc, dowiesz sie, ze nie masz tych swoich zmian juz komu zaprezentowac bo Twoja Milosc nie jest nawet po tych zmianach toba zainteresowana. I co wtedy???

    OdpowiedzUsuń
  5. Wstyd mi. Wstyd mi za nas, za facetów.
    Jakiś czas temu w mojej pracy pojawił się nowy chłopak, około 25 lat. Pierwszego dnia przysiadł się do mnie i mojego przyjaciela w kantynie, wyciągnął starannie zapakowany pojemnik z jedzeniem, a po chwili powiedział „kurwa trzy godziny w kuchni siedziała, a takie gówno zrobiła, jak ja mam się tym najeść, nawet do garów się nie nadaje”.
    To jest właśnie dno, mentalne dno w jakim znajduje się większość pseudo mężczyzn. Wybaczcie, że to napiszę ale 90% z nas to mentalni idioci. Ludzie bez jakiejkolwiek wrażliwości, dumnie noszący głowę w chmurach. Durnie regularnie trujący życie innych osób, którzy myślą, że tak właśnie powinno wyglądać życie i relacja dwojga najbliższych sobie osób. To przerażające...
    (Ty chyba jestes jednym z nich)

    OdpowiedzUsuń
  6. 17:33 Nie czesto sie zdarza by uslyszec takie zdanie od faceta. Ale taka prawda. Wiekszosc facetow pieprzy zycie drugiej strony, lub iles jego lat, taka wlasnie prymitywna postawa i mentalnym niedorozwojem. To pezerazajace ale fajnie jest jak sie to widzi jasno i wyraznie. To jak widziec gowno na chodniku. Latwo ominac. Gorzej jak sie nie widzi... Mnie takze wstyd za kobiety ktore sa w takich 'tak bardzo zakochane'. Mam nadzieje ze kobieta tego 25latka szybko sie zorientuje z kim ma do czynienia. Bo jesli wie i nadal kocha to gowno w ktore wdepla to mnie poprostu wstyd. Rycerz napewno cos mial z mentalnego idioty ale zdal sobie z tego sprawe i pracuje nad tym. I to sie liczy. Ja to doceniam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba ostatnie wpisy dobily Rycerza prawda wymowy i...zamilkl. Albo znowu nie ma czasu na reagowanie... bo zaczal hodowac rybki w akwarium ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam cię Lady... i nie 3 lata. Jak długo pcha Cię do działania Twój nowy facet? Kilka miesięcy?

      Usuń
    2. no Lady... czemu usuwasz komentarze? W obawie że ktoś Cię odkryje? Za późno, A.!

      Usuń
    3. no Lady... czemu usuwasz komentarze? W obawie że ktoś Cię odkryje? Za późno, A.!

      Usuń
  9. Nie znasz mnie ani ja Ciebie to dyskusja nie dla mnie, ale odpowiem Ci to juz ponad 20 lat bez odbioru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "to już 20 lat bez odbioru" ?? nie rozumiem ? i czemu usuwasz własne komentarze?

      Usuń
  10. O kurcze, teraz zrozumiałam Ty myslisz, ze ja to Ona???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. proszę Cię...to oczywiste. Zalogowałaś się na blogerze parę tygodni temu, lepiej wyjaśnij wszystkim, dlaczego usuwasz komentarze

      Usuń
  11. Nie mam takiego zamiaru... jestem całkowicie wolną osobą. Znikam. Bez odbioru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i wszystko jasne :)

      Usuń
    2. Naprawdę w to wierzysz?

      Usuń
    3. nie wiem jak inni, ale ja zdążyłam przeczytać komentarze które usunęłaś i nie mam wątpliwości. I jeśli tak, to powód rozstania był inny niż dół psychiczny Rycerza. A miało być bez odbioru :)

      Usuń