W poście „języki obce” wspominałem, że jednym z języków
miłości jest afirmacja (a dokładniej wyrażenia afirmatywne). Można tam odnieść
wrażenie (mój błąd), że chodzi głównie o rozmowę. To nie tak…
Rozmowa jest ważna, zawsze. To jasne – należy się ze swoją
ukochaną / z ukochanym komunikować w sprawach ważnych i tych zupełnie
nieistotnych. Warto, by zachować w tym kulturę (ale ja mądry, ku*wa!) ale w
języku miłości pt „wyrażenia afirmatywne” nie o samą rozmowę chodzi. Wyrażenia
afirmatywne to sposób na okazanie miłości w najbardziej bezpośredni sposób:
powiedzenie komuś kocham Cię, oznajmienie, że jest ważny, przekazanie, że jest
się z niego dumnym, punktowanie jego sukcesów, osiągnięć i dokonań… Nie powinno,
przy posługiwaniu się tym językiem, zabraknąć komplementów (od tych
prymitywnych w stylu „masz naprawdę boskie cycki” przez te wysublimowane w
rodzaju „przez lata nie znosiłem szpinaku, ale to, co Ty potrafisz z nim
zrobić, Kochanie, to majstersztyk… dawno nie jadłem nic pyszniejszego… no może
nie licząc tej zupy-kremu z pora, co była przedwczoraj” aż po te, które są Himalajami
intelektu „przeczytałem właśnie artykuł tego noblisty od ekonomii i powiem Ci, że
mógłby się od Ciebie uczyć – jak Ty uzupełniasz lodówkę na cały tydzień i
wydajesz mniej niż ja przy jednej wizycie w drodze z pracy to czuję, że to Ty
powinnaś być na jego miejscu”.
Można?
Afirmacja to ten język, który świetnie oddaje cytat, który
doskonale zna moja Miłość. Pisałem już go, ale przypomnę:
"Każdy człowiek marzy o wielkiej roli, jaką odegra w
swoim życiu, i widowni pełnej głębokiego zachwytu i uwielbienia. Widownię, która
daje nam poczucie bezpieczeństwa i ogromnej wartości wszelkich osiągnięć
naszego życia, stwarza i stworzyć może tylko kochający człowiek idący obok
nas."
Gdy dołożymy trochę życia do tej widowni, damy jej głos, by
mogła słowami-oklaskami wyrazić swoją aprobatę to mamy kwintesencję wyrażeń
afirmatywnych.
Tego nazbyt często brakuje w kilku-, kilkunastoletnich
związkach. Zapominamy jak ważne są komplementy albo wpadamy w sieć myśli: „już
tyle razy mówiłem jej, że podoba mi się jej tyłek, więc chyba wie…”.
Nie, ku*wa! Nie wie! Wie tylko, że kiedyś jej to mówiłeś, że
kiedyś ten tyłek Ci się podobał. A teraz nie mówisz i to oznacza…. (łatwo się
domyślić, co?)
Jakie to jest zaje*iście mądre! Jakie ja (i pewnie miliony
facetów i kobiet) miałem krótkie myślenie. Ja pier*olę! Gdzie się podziały te
czułe słowa, które tak łatwo wychodzą z naszych krtani w pierwszych miesiącach
od zakochania? Dlaczego się ich, do ku*wy nędzy, wstydzimy? Dlaczego uważamy,
że padło ich już tak dużo, że można by nimi nakarmić naszą Miłość już do końca
życia? Czy nie jest tak, że, że nawet, gdy zeżresz wszystko z lodówki, dopchasz
się na mieście i pójdziesz na kolację do rodziców a potem zamówisz pizzę to i
tak po pewnym czasie będziesz głodny?
Nie! Nosz kur*a no po prostu, no kur*a nie! Nie mogę pogodzić się z
tym, że nie było to dla mnie oczywiste od samego początku!
Oczywiście w karmieniu miłości afirmacją, w tej diecie tak
każdemu potrzebnej, należy zachować odpowiednie proporcje. Musi być dobrze
zbilansowana, zróżnicowana. Nie można przecież, co dzień powtarzać, jakie to
śliczne ma piersi, jak pięknie błyszczą jej oczy i jak dumny jesteś z tego, jak
potrafi gospodarować czasem… Co dzień potrzebne jest coś innego, świeżego…
Skąd brać pomyły? Ja pierd*lę! Nie wierzę nawet, że zadaję
to pytanie… przecież to powinno być oczywiste! Porozmawiaj z Nią o tym, jak
minął dzień, co robiła, przyjrzyj się, co robi teraz… I... doceń! Pochwal! Zauważ!
Przepraszam za język dziś. Jestem po prostu wściekły na
siebie.
Nie, wściekły to mało powiedziane. Jestem zajebi*cie wkurwi*ny!
Gdybym mógł, to urwałbym sobie swój durny łeb i nasikał do szyi… albo ponacinał
skórę między palcami i posypał solą, albo przebił sutki kolczykami, takimi
małymi kółkami, tylko po to, by złapać je obcęgami i powolutku ciągnąć, ciągnąć
aż uda się wyrwać… Aż mnie kur*a korci by zrobić te dwie ostatnie rzeczy….
Jeśli komuś przeszkadza styl dzisiejszego posta to… trudno.
Niech mi nawrzuca, co tam chce. Od jutra znów będę grzeczny. Będę pisać
starannie pielęgnując każde słowo, słodząc delikatnie każde zdanie. Mogę cały
kolejny post posmarować czekoladą i obłożyć owocami by był słodki. Tak cholernie
słodki, że mógłby doprowadzić do wymiotów całe przedszkole… **
A ja będę grzeczny jak empatyczna, kilkudziesięcioletnia wychowawczyni
w katolickim przedszkolu… taka, wiecie, ubrana w plisowaną spódnicę za kolano i
cieplutki, gruby golf, pod którym skrywają się zawieszone na szyi: święty
medalik i rożeniec… Ale to, nie dziś! Dziś kieruję całą swoją złą energię w to,
by odważnie stanąć przed lustrem, zjeb*ć się wzorowo i wypędzić złe demony
które we mnie siedzą. Jak wojownik, który wrzaskiem dodaje sobie odwagi…
Trzymajcie kciuki za to lustro, przed którym stanę.
** - zgadnie ktoś, skąd te słowa?
PS. Może teraz, po zdefiniowanym na nowo pojęciu afirmacji, zdecydujesz jaki jest Twój język miłości? Na razie wygrywa DOTYK (jak to u naczelnych - iskanie itp :))
PS. Może teraz, po zdefiniowanym na nowo pojęciu afirmacji, zdecydujesz jaki jest Twój język miłości? Na razie wygrywa DOTYK (jak to u naczelnych - iskanie itp :))
Szczere. Oczyszczajace wkurwienie sie. Tez uwazam ze afirmacja jest wazna. Ta szczera ma sie rozumiec. Zapewnienie ze nadal sie podobamy. Mniej lub bardziej swiadomie wiemy ze bycie z kims iles lat nie musi oznaczac ze nadal zachwycamy druga strone. Takie afirmacje potwierdzaja ze jednak cos robimy dobrze, ze nie jestesmy calkiem do dupy. Rgularne potwierdzenie jest wazne bo kazdy wie ze jego/jej status mogl sie zmienic nie wiadomo kiedy. Nie jest to wartosc stala i oczywista. Brak afirmacji powoduje spadek samooceny, potem wylazi strach przed odrzuceniem i wiadomo co dalej. Powodow na brak afirmacji jest okolo mnostwo.
OdpowiedzUsuńKsiazke mam, przeczytam i powiem co mysle. Test sobie zrobilam i wynik jest dosc ciekawy: dotyk gora (9), czas razem i przyslugi ida razem (po 8), afirmacja tez istotna (5), a podarunki (0), co nie oznacza ze nie maja znaczenia.