wtorek, 21 lutego 2017

*21.02.2017 co dalej?

Być może w głowach tych, którzy czytali poprzednie posty pojawi się pytanie co się stało po tym ostatnim sierpniu? Może niektórzy czekają z napięciem na zwrot akcji, burzę z piorunami, porwanie, kochanka... Pewnie gdyby to, co piszę było zarysem scenariusza filmu czy nieśmiałym planem powieści to w tym miejscu zawarłbym jakiś sensacyjny zwrot akcji. Historia jest jednak prawdziwa, miała swój początek, dzieje się teraz i będzie miała swój ciąg dalszy.  Dla wytrwałych czytelników obiecuję zrelacjonować  ten ciąg dalszy. Dla wszystkich, ku przestrodze, postaram się opisać co działo się ze mną przez ostatnie cztery tygodnie, dla tych którzy będą chcieli przeczytać, pomóc, wyciągnąć wnioski postaram się pokazać walkę jaką podjąłem by ostatni sierpień nie był ostatnim...

                                                                            ***

Wrzesień nie przyniósł niczego dobrego. Zaczął się upalnie, wszyscy to pamiętamy. Kilka razy byliśmy nawet poleżeć w słońcu i wykąpać się w jeziorze. We dwoje. Tylko my...

A po fali upałów zmieniło się wszystko. Pomału nadciągał październik, zmieniła się pogoda na jesienną, humorzastą i markotną, smutną jak dziecko które zgubiło zbierane przez rok oszczędności, płaczącą z nieba jak wzruszona po obejrzeniu dramatu kobieta... Październik, to czas gdy zaczyna się kolejny rok akademicki, co dla mojej Miłości oznaczało powrót do kieratu obowiązków... 
Byliśmy jak auto z niedoładowanym akumulatorem. Niby sprawne, ale jak nie odpalisz silnika to nici z podróży, nici z planów które miałeś, nic nie warte są marzenia o dalekiej szczęśliwej podróży.... Tak właśnie czułem się w połowie października, gdy praca zaczęła się na dobre. Było tego więcej niż w latach poprzednich: w tygodniu, w weekendy a do świąt daleko... 
W ostatnim tygodniu października coś w nas pękło. Wracaliśmy autem z weekendu spędzonego w Jej rodzinnym domu do siebie. Rozmowa zaczęła się niewinnie od zauważenia, że jakiś jestem markotny, że wszyscy Ją pytają o co jestem obrażony... Odpowiedziałem, nieświadomy co nastąpi później, że obrażony nie jestem, że smutno mi bo zaczyna się kolejny rok a my stoimy w miejscu, że w sierpniu było cudownie i chciałbym częściej, że drażni mnie że nawet w weekendy nie możemy rano poleżeć w łóżku trochę dłużej... 
Ona, z początku powstrzymując wzburzenie, że nie rozumie o co mi chodzi, że ona się stara, że studia, że praca, że gotuje, że jest ciężko... Potem już ostrzej: że ja nie rozumiem, że jej nie stać żeby rano leżeć w łóżku, że myślę tylko o sobie... Starałem się uspokoić ją, poprosić by nie podnosiła głosu.... "Bo co?! " - wrzasnęła i już krzykiem kontynuowała rozmowę a właściwie monolog... że ma żal, że znów wymyślam problemy, że wiecznie mi coś nie pasuje.... Awantura była tak głośna, że nie wytrzymałem, powiedziałem coś o zamknięciu się, wrzasnąłem nie raz "kurwa mać, nie mogę tego zrozumieć", że wkurza mnie to, że boję się ja zapytać o przyszłość.... W końcu trzasnąłem w kierownicę a na jej prośbę bym się zatrzymał, bo nie chce ze mną nigdzie dalej jechać, zrobiłem to z piskiem opon.
Środek lasu, wczesne jeszcze popołudnie, trzask drzwi, jakieś odzywki z niecenzuralnych słów.... Wolałbym by opuściły moją głowę te obrazy... Wysiadła i ruszyła drogą, dogoniłem ją, kazała mi Ją zostawić, nie dotykać, ja proszę by wsiadła do auta, że nie chcę by tak było... Ktoś się zatrzymuje, pyta czy nie pomóc... nie! nie pomóc!
Pół godziny w kuckach na poboczu drogi biegnącej lasem. W końcu powiedziała żebyśmy już jechali i ze mam się nie odzywać... W tym akurat jestem od jakiegoś czasu specjalistą - pomyślałem... Dojechaliśmy do domu po 1,5 godziny. Jeszcze kilka głośnych, wymienionych zdań i poszliśmy spać. Osobno...

Przez wiele dni było cicho. Nie rozmawialiśmy prawie wcale. Ja czułem, że tym razem na pewno miałem rację, nie chciałem nic złego... Ona myślała to samo o sobie. Parę miesięcy potem wypomni mi to, że nie przeprosiłem... Po kilkunastu dniach musieliśmy porozmawiać. Zbliżał się grudzień i to czas gdy trzeba pomyśleć o prezentach dla rodziny, dla mojej córki... Ta rozmowa też skończyła się kłótnią: że ja zawsze wszystko na ostatnią chwilę, że nic mnie nie obchodzi... ja na to, że zajmę się tym... ona że sama sobie poradzi, a pomysł na prezent dla mojej córki był jej, więc mam się zająć sobą... Tragedia. Co się stało? Dlaczego nie możemy już skończyć tej wojny...?  Ludzie mają większe zmartwienia: pieniądze, zdrowie... Nam brakuje TYLKO czasu i rozmów...

Przyszły święta... Czas przygotowań, sprzątania domu i krzątaniny w kuchni nie sprzyja z całą pewnością relacjom damsko męskim... Jak facet zaszyje się w kącie by się nie plątać się pod nogami i nie przeszkadzać to źle, bo nie pomaga, nic nie robi. Jak z kolei chciałem coś zrobić, ugotować (umiem doskonały bigos) to zawsze nie w tym momencie, bo cała kuchnia zawalona garami a Jaśnie Pan będzie teraz gotował...

W Wigilię siadaliśmy do stołu z marsowymi minami. Najbardziej smutny moment to łamanie opłatkiem... Magiczny zazwyczaj moment tym razem przeszył mnie takim chłodem jakiego brakowało miłośnikom bojerów w tym roku... Nie opanowane nadal emocje nie pozwoliły nam na długo skrzyżować wzroku. Na moje wypowiedziane ze łzami "kocham Cię i życzę tobie i nam żeby te święta nie były ostatnimi" odpowiedziała "to zależy od Ciebie. Wszystkiego dobrego"... Cmoknięcie w policzek, bez przelotnego choćby spojrzenia i... święta rozpoczęte.. 
Odwiedziny, rodzina, długie posiedzenia przy stole, sprzątanie po i przygotowania przed kolejnymi wizytami... brak czasu dla dwojga. Święta to czas z rodziną, ale nie dla dwojga jak się okazuje...

Kilka tygodni wcześniej kupiłem po kryjomu mojej miłości prezent. Mnie osobiście strasznie podobający się zestaw: bransoletka z Pandory do charmsów i dwa charmsy - śnieżynka i serduszko... Ja otrzymałem porządny skórzany portfel (stary był już w opłakanym stanie) i drogi skórzany pasek - powód do kolejnej awantury po tym jak przymierzyłem i okazało się że jest za duży co mi nie przeszkadzało, wywierciłbym otwory tak by było ok ale Moja Miłość nie mogła zrozumieć jak to możliwe że zamówiła pasek tej samej długości co ten który nosiłem wcześniej, że to nie jej wina... ja na to że rozumiem, nic się nie stało, ona że właśnie widzi, że już mam focha.... eh...

W sylwestra wyjazd nad morze na miejską zabawę. Trochę skakanie po placu. Nic wielkiego. Po świętach powrót do domu i kolejne dni bez rozmów... aż do wtorku, 24 stycznia 2017 kiedy wieczorem powiedziała że ma dość. Nie rozumiałem, nie chciałem rozumieć co robię źle. Znów spała osobno a w środę, 25 stycznia wyprowadziła się...

                                                                  

3 komentarze:

  1. ...znane mi obrazki z września... Października.. Grudnia.. sprzed 1..2.. miesięcy. Sprzed tygodnia, kilku dni..
    Smutne, bezsilne, podcinające skrzydła.. Wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję... naprawdę. Jeśli masz to samo to wiem doskonale co czujesz

      Usuń