poniedziałek, 6 lutego 2017

*06.02.2017 początku ciąg dalszy

Ta noc była jedną z najdłuższych. Dosłownie nie (bo końcówka czerwca) ale w przenośni...
Rozmawialiśmy o wszystkim... o spacerze, o wakacyjnych planach których nie mieliśmy, o tym co lubimy jeść, o rodzinie...
To nas zbliżyło. Dowiedziałem się, że jej ojciec zmarł po wypadku gdy miała 12 lat. O tym, że teraz mieszka z ojczymem którego akceptuje choć zła jest na niego i na swoją mamę za to, że kiedyś zabrał ich (Ją, jej mamę i młodszą siostrę) do Krakowa. Nie lubi Krakowa. Nie lubi go od tamtej wycieczki. Mając 13 lat była niemym świadkiem miłości swojej mamy i ojczyma. Chodzili po Krakowie w dziwnym dla niej szyku: zakochani dorośli objęci przodem i dwie małe dziewczynki z tyłu. Pokoje w hotelu? Osobne. Jeden dla dziewczynek, drugi dla zakochanej pary. Bolało jak diabli przyglądanie się jak jakiś mężczyzna kradnie jej matkę. Odtąd nie lubi Krakowa...
Opowiadała mi to wszystko i nie wiem jak ona ale ja płakałem czując, że cierpi jak o tym pisze. "Żałuję że mnie nie ma przy Tobie" pisałem. Ona na to "przytul mnie". Nawet nie zwróciłem uwagi że to pierwszy raz gdy zwróciła się do mnie per "ty". Tak już później zostało. Nie musieliśmy nawet o tym rozmawiać. Zapewniłem, że przytulę, jak tylko uda nam się spotkać...
Udało się kilka dni później. Znów ten sam leśny parking za miastem. Znów długi spacer. Znów komary i brak jedzenia. Szczęśliwie dla nas prowiant nie był potrzebny. Rozmowa pochłonęła nas bez reszty. Rozmawialiśmy więcej o mnie, o tym jak to się stało, że mieszkam sam, a nie z matką mojej córki (5 letniej).

W końcu zdobyłem się na odwagę by powiedzieć, że bardzo ją lubię i że zdumiewa i fascynuje mnie fakt, że poznaliśmy się "inaczej" niż do tej pory poznawałem dziewczyny. Że zaczęło się tak, jak powinno się zacząć: od poznania siebie, od długich, szczerych, wzruszających, zabawnych i poważnych rozmów. Chwilę milczała a zaskoczyła mnie stwierdzeniem, że nie przeszkadza jej ani to, że jestem starszy o kilka lat, ani to, że mam dziecko, ani to, kim jestem... Zrobiło mi się miło i poczułem się odważniej. Jeśli jej nie przeszkadzają te fakty, to... może... to więcej niż przyjaźń? - myślałem. Pocałowałem ją. Krótko, nieudolnie, z przerwą na zabicie komara na czole... ale nie zapomnę tego nigdy. Eksplozja wszystkiego - uczuć, emocji, fizyczności, euforii - była tak potężna że nie da się tego zapomnieć. Nigdy wcześniej i nigdy później nie czułem niczego podobnego. Świat  mógłby się wtedy skończyć i umarłbym szczęśliwy. "Oby się tylko nie kończył zbyt wolno, bo zacznę żałować że nie dożyję dalszego ciągu" - myślałem. Całowaliśmy się jeszcze długo. Miękkie usta i ciepły język były rozkosznym substytutem kolacji której zbliżała się pora. Obejmowałem ją w pasie i choć miałem wielką ochotę, bałem się przesunąć dłonie gdzie indziej... Ale nie udało się. Kilkukrotnie dłonie osunęły się na jej tyłek. I spotykały opór tylko wtedy, gdy były zbyt zaborcze. Z drżeniem całego ciała i bólem w podbrzuszu który doświadczają tylko mężczyźni odwiozłem ją pod dom i pognałem do siebie włączyć komputer. Tym razem nie było jej na GG. Dopiero po kilku godzinach, późną nocą odezwała się z pytaniem, czy spotkamy się jeszcze. Oszalałem. Byłem uosobieniem szczęścia. Umówiliśmy się na wycieczkę nad morze. Zakochałem się po uszy.... Zasypiając, nie myślałem ani o jej języku, ani o ustach ani nawet o miłym w dotyku tyłku... Po wewnętrznej stronie powiek wyświetlałem tylko jeden obraz: jej cudowne, roziskrzone oczy...
Jeszcze ułamek sekundy przed tą chwilą w której obraz pod powiekami zamienił się w sen nieznanej treści pomyślałem ze strachem: co robisz? Czy wiesz co zrobi jej mama jak się dowie...?

Odpowiedź na to pytanie miałem poznać dwa dni później. I omal nie udławiłem się, gdy poznałem....

1 komentarz: