piątek, 24 lutego 2017

*24.02.2017 pomoc



Przez kolejne 2 tygodnie trwałem w byciu stalkerem. Pisałem dziesiątki sms, czasem dostając odpowiedź,  że nie wierzy w moje słowa, czasem odpowiedzi nie dostając…
By uchronić się od utraty zmysłów musiałem się czymś zająć. Wysiłek fizyczny działa dobrze w stresujących sytuacjach więc postanowiłem odmalować mieszkanie. Trzy dni z rzędu robiłem ten remont. Dokładnie, bez pośpiechu bo nie zależało mi na szybkim ukończeniu prac… W czasie gdy to trwało, było to skuteczne. I dobrze. Może przetrwałem najgorszy okres?
Po zakończeniu remontu szukałem sposobów, by czymś innym zająć głowę. Stąd ten blog. Nie miałem komu powiedzieć o tym, co mnie prowadzi w odmęty depresji więc postanowiłem opowiedzieć to każdemu, kto zechce to przeczytać.
 I nadal chcę. To pomaga. Teraz jest o tyle lepiej, że funkcjonuję jakoś… „Jakoś” jest odpowiednim słowem. Staram się jeść, choć raz dziennie, staram się normalnie funkcjonować w pracy (łatwo nie jest). No, i w końcu oddałem się w ręce fachowca. Poszukałem pomocy u psychologa.

Pierwsze spotkanie było… hm… nie takie jak się spodziewałem. Nie znaczy to, że było źle. Bynajmniej…
Czwartek, 17 lutego, godzina 16:50. Budynek w którym przyjmuje pani psycholog jest w starej dzielnicy miasta i jego stan jest opłakany. Podchodzę do wielkich drzwi, chwytam klamkę i… dupa! Zamknięte. Patrzę na zegarek – „mam jeszcze 10 minut więc poczekam” - i właśnie dostrzegłem domofon. Legenda: 1 – psycholog…. „głupek” – pomyślałem. Wciskam jedynkę. Jest sygnał, jakieś piski… nikt się nie odzywa. Próbuję jeszcze raz – nic. Trudno, może za wcześnie.
Stoję na wietrze i w lekkiej mżawce, żałośnie skulony, jaz zbity pies… Nagle wielkie drzwi się otwierają. Widocznie zepsuty domofon wymuszał, by drzwi otwierać „ręcznie”. Uśmiecha się do mnie młoda, koło trzydziestki, kobieta. Wymieniamy uprzejmości, określam się jako ten, co umówiony jest na 17.00, ona że jeszcze ma rozmowę więc muszę chwilę poczekać przed gabinetem, żebym się zrelaksował przy płynącej (z ukrytych Bóg wie gdzie głośników) muzyce. Ok, czekam. Po paru minutach z gabinetu wychodzi facet. Uśmiechnięty, z błyszczącymi oczami. Wyglądał tak, jakby przed kilkoma minutami miał najlepszy seks w życiu. „Bry” – rzucił mi w pośpiechu, chwycił kurtkę z wieszaka i sobie poszedł nie słysząc mojego „trzy bobry” które zwykle rzucam uczniom zamiast „dzień dobry”. Zaraził mnie tym dobrym humorem… Dyskomfort który czułem przed wizytą zniknął.

„Proszę” – w drzwiach gabinetu pojawia się młoda pani psycholog. Wchodzę do środka, rozglądam się i stwierdzam że gabinet w ogóle nie wygląda jak miejsce pracy psychologa. Nie ma kozetki, pokój nie jest zaciszny: wielki, wysoki, nieumeblowany nie licząc stołu, dwóch krzeseł i komody z czajnikiem na wierzchu. Pani od razu przystępuje do ataku: „Herbaty?”. Nie zdążyłem odpowiedzieć zanim pani powiedziała że z doświadczenia wie że ludzie zwykle wybierają owocową więc taką mi zaparzy. Ok, dawno nie piłem herbaty, niech będzie, i nie, nie słodzę…
Jej głos jest głęboki, cichy ale wyraźny. Wyćwiczony pewnie. Przyglądam się jej gdy przyrządza herbatę: średni wzrost, długie, spięte, mysie włosy i duże okulary z ciemnymi oprawkami. Mam wrażenie że w ogóle ich nie potrzebuje, że to okulary „0” które nosi by wyglądać „bardziej”, by stanowiły tło lub raczej uzupełnienie do tego, kim jest; że to element wyposażenia gabinetu - jak stetoskop na szyi ortopedy potrzebny jak świni siodło.

W końcu usiedliśmy. Cały czas patrzyła mi w oczy i miałem wrażenie, że mogę zupełnie nic nie mówić a ona i tak mnie trafnie „zdiagnozuje”. Ale mówiłem. Głównie ja. W ciągu godziny tylko kilka razy mi przerwała zadając pytania „i co pan wtedy czuł” albo komentując „o, to ciekawe”. Chciałem opowiedzieć wszystko to, co pisałem na tym blogu. Oczywiście nie dałem rady w godzinę. Sam sobie przerwałem kilka razy, skakałem z tematu na temat, opowiadałem epizody w kolejności odbiegającej od chronologicznej, powiedziałem jej w końcu to, co chyba oboje uznaliśmy za najważniejsze (wnioskuję po jej szerszym uśmiechu). Określiłem cel mojej wizyty. Właściwie trzy cele.
- uporać się ze stresem (znaleźć siły do funkcjonowania) po stracie
- popracować nad odbudowaniem poczucia własnej wartości, przekuć pesymizm w optymizm
- nauczyć się panować nad emocjami by słowną agresją nie ranić bliskich, nauczyć się na nowo szacunku do nich i do siebie

Herbata stała się letnia, jak woda w wannie po długiej kąpieli. Przypomniałem sobie o niej, gdy moja pani psycholog spojrzała na zegarek i zrozumiałem że to moment, by wyciągając stówę z portfela powiedzieć czule „dziękuję” oraz zapytać kiedy znajdzie dla mnie czas. Przejrzała notes. Popołudniowe spotkania u psychologa graniczą z cudem. Masa ludzi musi do nich chodzić. Umówiliśmy się że będzie dzwonić, jak tylko ktoś odwoła wizytę a na razie aktualny termin to   7 marca. Szkoda…
Mimo, że młoda pani psycholog (z nie lada zdolnościami aktorsko – charakteryzatorskimi jak sądzę) nie powiedziała więcej niż kilku zdań, to pomogła mi ta wizyta. Sam fakt, że jest ktoś, kto będzie ze mną (i nade mną) pracował dodał mi otuchy… I jeszcze jej słowa, że gdy będę miał „złe myśli” to mam dzwonić… poczułem się bezpieczniej…

****
Nie jestem na 100% pewien, czy inny psycholog dałby mi to samo, ale mogę z całą odpowiedzialnością za słowa powiedzieć każdemu, że jeśli ma podobne do moich lub inne kłopoty, to nie ma się co krępować wizyty o psychologa… Ja czekam na kolejną i liczę na sukces… Moja Miłość wie, że zacząłem pracować nad sobą. Może to jest ten moment, kiedy pokazałem, że noszę w spodniach coś więcej niż telefon, portfel i zestaw kluczy…


57 komentarzy:

  1. Wiesz co jest twoim glownym problemem? Jej zachowanie. Wkurwia cie (stad twoja agresja) ze nawet po 9 latach wciaz nie znalazles na nia sposobu. Nie wierze w zadne terapie. Na poczatku bedziesz sie pilnowal bo chcesz miec ja znowu. Ale jak tu ktos juz napisal. Wasz zwiazek to tykajaca bomba. Dopoki ona nie zmieni nastawienia do ciebie i planow z toba zwiazanych...ty nie zmienisz swojego zachowania. Bedziesz sie pilnowal 100 razy a za 101 wroci twoje ego i twoje niespelnione marzenia i bomba wybuchnie. Wam jest potrzebna powazna rozmowa gdzie kazde sie okresli, co i jak chce, a czego nie chce i w jakim czasie ma sie to dziac. Ma sie wtedy wyrazny obraz w przestrzeni czasowej i mozna sie tego trzymac. Inaczej nic z tego nie bedzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację!!! ja cały czas chciałem takiej właśnie rozmowy. Po to by gdzieś na horyzoncie (nawet dalekim) widzieć cel... żeby żyć nie tylko dzień za dniem (co też jest cholernie ważne) ale też budować drogę do celu.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. I potrzeba takiej wlasnie rozmowy jest jak najbardziej zrozumiala i normalna. Moze nie po miesiacu znajomosci ale po roku, czy dwoch jest wrecz wskazana.
      I nawet jesli ma sie ambitne plany zawodowe i duzo na glowie, to jesli sie chce i powaznie mysli o swoim partnerze, to znajdzie sie na to czas. Tak wlasnie funkcjonuje dojrzaly zwiazek.
      Twoja kobieta - z jakiegos dla ciebie niezrozumialego powodu - tego nigdy nie chciala (przez 9 lat) i to daje mi duzo do myslenia. Wszelkie twoje niepoprawne zachowania byly generowane jej biernoscia. I ja to rozumiem. Bo ile do cholery mozna czekac. I to nie ma nic wspolnego z tolerancja.
      Dlatego uwazam, ze to nie ty powinienes isc na terapie ...a raczej, czy wrecz na pewno, ona.
      Tobie ta terapia nie jest potrzebna. Tu chodzi o jej niezdecydowanie.
      To ona musi sie w koncu dowiedziec czego sama w zyciu chce. Co jest dla niej najwazniejsze a co mniej wazne i jaka role ty masz spelniac w jej zyciu. Jesli juz to dla siebie zdefiniuje wtedy bedziesz mogl jednoznacznie jej powiedziec czy ci to odpowiada, czy nie widzisz siebie w takiej roli i musiscie sie jednak rozstac. Inaczej nawet jesli ona wroci bedziesz mial powtorke z rozrywki...az do nastepnego zerwania.

      Usuń
    3. mhm... kiedyś proponowałem wspólną terapię nie mając śmiałości by zaproponować jej indywidualną czy dwie indywidualne dla nas... bezskutecznie.

      Usuń
    4. No wlasnie, bezskutecznie. I twoja terapia nic tu tez nie zmieni. Jedynie moze dzieki tej terapii zrozumiesz, ze to nie twoja wina, ze jest jak jest. I moze nauczysz sie zyc ze swiadomoscia, ze jezeli ona nic nie bedzie chciala zmienic to nawet jak staniesz nago na glowie (przesadzam, wiem) to nic z tego nie bedzie. Im wczesniej to zrozumiesz tym lepiej dla ciebie. Ja podejrzewam wrecz, ze ona powoli zalapala, ze jestescie za rozni zeby sie na dluzsza mete dogadac. Po prostu macie diametralnie rozne oczekiwania. A kazdy kompromis to stopniowe rezygnowanie z siebie. Ty walczysz o swoje, ona o swoje. Kazdy czlowiek chce pozostac soba i tu zaczely sie dla was schody...do "piekla".

      Usuń
    5. jednak będę terapię kontynuował... może to czego się na niej nauczę / dowiem o sobie pomoże mi się odnaleźć i odszukać sens...

      Usuń
    6. A jak sie niczego nie dowiesz to przynajmniej sobie herbaty popijesz i portfel bedzie lzejszy, haha.

      Usuń
  2. Psycholog moze byc pomocny. Mysle ze Twoja Milosc powinna to zauwazyc i uznac ze wreszcie cos robisz. Musisz jednak tego naprawde chciec, jesli to tylko po to by ona wrocila lub robisz to tylko dla niej to watpie w powodzenie. Takie rzeczy robi sie przede wszystkim dla siebie i wtedy to procentuje w zwiazku. Tak jak pisalam wczesniej, rozmowy o rodzinie teraz to jak gotowanie bigosu gdy zapomniales kupic kapuste. Ona nigdy nie okresli kiedy bo poki co tego nie chce. Pragniesz jechac na Syberie? Nie? To okresl sie kiedy tam jedziesz.
    To masz dwie rozne opinie. Glowkuj.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zrozumiałem. Z tą Syberią jest czytelne i wyraziste jak jasna cholera... Problem w tym że ja bym chciał pogadać chociaż w stylu "co by było gdybyśmy pojechali na Syberię...?"
    No i główkuję... oj tego nie można mi odmówić...

    OdpowiedzUsuń
  4. No to pogadajmy. "Cienko by bylo bo nie mamy sprzetu by tam przetrwac. Jedno udusi drugie zeby przezyc."

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz dobrze, Czarna Kawo, ze nie o taką rozmowę chodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale to metafora jest przeciez.

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam przez przypadek na ten blog, bo sama właśnie przechodzę podobne piekło rozstania po 9 latach. Mój mężczyzna zachowywał się podobnie do Ciebie. Unikał pewnych tematów, kumulował w sobie, nie chciał rozmawiać, dusił wszystko w sobie. Na moje próby rozmów ze coś jest nie tak w naszym związku ucinał temat mówiąc, ze wszystko gra, ale widziałam, że nie gra. Coraz mniej nas łączyło, natłok codziennych spraw, mijaliśmy się. Ja czułam się coraz bardziej nieszczęśliwa, często płakałam wieczorami nie mogąc zrozumieć kiedy to wszystko się zepsuło. Często wybuchały awantury - tylko wtedy on okazywał jakieś emocje, a słowa były straszne, że jestem wiecznie niezadowolona, nienormalna, oczekuję nie wiadomo czego, zamiast się cieszyć tym co jest, ze szukam problemów na siłę. A oczekiwałam naprawdę niewiele, by okazał mi swoje uczucia, rozmawiał ze mną, nie ignorował.2 tygodnie temu powiedziałam, że powinniśmy się rozejść na jakiś czas. Nie protestował. Zabrał kilka rzeczy, wyprowadził się do hotelu. Po kilku dniach zadzwonił, że chce się spotkać. Umówiliśmy się za kilka dni. Przyjechał z kwiatami, przeprosił, tłumaczył, ze mnie kocha, że mu zależy, tylko nie potrafi tego okazać tak jakbym tego chciała. Wrócił do domu, spędziliśmy naprawdę cudowny weekend. Gadaliśmy godzinami i jak wtedy myślałam wyjaśniliśmy sobie wszystko. Niestety wczoraj to on sam zabrał znowu kilka rzeczy i ponownie się wyprowadził po tak naprawdę awanturze o nic. Obiecał koledze, że go zawiezie na lotnisko 350 km, a mamy szwankujący samochód. Nie chciałam by jechał zepsutym autem, by nie stało się coś złego. Wiązało się to też z zrobieniem 700 km jednego dnia, co wymaga ciągłej uwagi i koncentracji. Usłyszałam, że mam się nie wtrącać, że kolejny raz znowu jest awantura. Na końcu stwierdził, że non stop szukam dziury w całym i ja się nie zmienię. Po prostu wyszedł. Nie ma go. Nie wiem gdzie jest, nie odzywa się. Ja ciągle płaczę, nie jem, nie śpię. Mam straszny żal do niego, że nie walczy, że nie potrafi się zmienić. Ta sytuacja wydaje mi się beznadziejna. Przytulam wirtualnie, wiem co przeżywasz, znam ten ból. Na niego nie ma lekarstwa innego niż czas.Też sobie nie radzę. W tych całych emocjach gdy zabierał wczoraj te kilka rzeczy też powiedziałam wiele rzeczy, których żałuję. Powiedziałam, że kolejny raz ma nie wracać,ze to koniec, że mam dość. Powiedziałam też, że obcy faceci mi więcej zainteresowania okazują niż on, prawią komplementy itd, a on nie umie mi tego okazać, że czuję się nieszczęśliwa, niedowartościowana. On miał twarz bez emocji, co mnie dodatkowo zirytowało, byłam cała zalana łzami, a on był jak kamień. Gdy otworzył drzwi z tą torbą w ręce z tej złości go za nie wypchnęłam i trzasnęłam nimi. On się nie odzwywa. Nie dzwoni, nie pisze. Chyba mu już nie zależy...

    OdpowiedzUsuń
  8. Doskonale wiem, co czujesz... Również tulę wirtualnie i trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie tej sytuacji. Dzięki za odwiedziny! Takie komentarze pozwalają mi zrozumieć że nie jestem jedynym człowiekiem na Ziemi w takiej sytuacji, że ludzie to przeżywają, że się udaje z tego wyplątać...

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy w koncu wiesz gdzie ona sie wyprowadzila czy nie? I czy byla jakas rozmowa miedzy wami po jej wyprowadzce? Pomijajac te sms-y. Tyle juz napisales ale do pelnego obrazu wciaz sporo brakuje.
    Jaki jest stan obecny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było trochę kontaktów na początku. Kilka odpowiedzi. Kilka słów w stylu "trzymaj się, musisz o siebie dbać, masz córkę". Tylko w moim odczuciu to tylko po to, by sprawdzić czy żyję... Dokąd się wyprowadziła? nie wiem... jak to robiła, powiedziała, że jej koleżanka zwalnia jakiś pokój bo wyjeżdża gdzieś na 2 m-ce... Tylko tyle wiem.

      Usuń
    2. 'Musisz o siebie dbac, masz corke' brzmi jak 'zyj swoim zyciem beze mnie, mnie tam nie bedzie'.

      Usuń
    3. no właśnie... brzmi strasznie pesymistycznie...

      Usuń
    4. pesymistycznie? dla niej pewnie realistycznie. wszystko zalezy od ukladu odniesienia i ilosci wypityego alkoholu (sic!)

      Usuń
    5. Pesmistyczne jesli chcesz tak na to patrzec. Nie ma nic optymistycznego w Twoim 9cioletnim czekaniu. Nie ma to jak widziec rzeczy takimi jakie sa, realistycznie, jak ktos powiedzial. Ty jeszcze nie chcesz widziec, ale spoko, przyjdzie czas. Jak juz zaakceptujesz rzeczywistosc to poczujesz sie o tone lzejszy.

      Usuń
    6. z niecierpliwością czekam na ten czas...

      Usuń
    7. Jesli do rzeczywistosci dodajemy tone iluzji to zawsze kiedys przychodzi czas, ze zaczynamy cierpiec. Ty cierpisz juz od dawna. I cierpisz coraz bardziej bo powoli twoja kobieta staje sie iluzja. A to jest juz extremum.

      Usuń
  10. Jesli ktos sie chce zmienic na lepsze i pracowac nad soba to fajnie ale bez sensu jest tego wymagac od drugiej strony. Czy fajnie jest uslyszec od partnera/partnerki ze mamy sie zmienic bo jak nie to bedzie nieciekawie? Nie fair jak na moj gust. Bylo paru takich ktorzy chcieli mnie zmieniac, dopasowywac do swego swiatopogladu. Wychodzilo na to ze musialabym stac sie inna osoba. Powiem krotko: wara i spadac na banany. Nie podoba sie? Szukaj takiej co pasuje to tego swiatopogladu a nie probuj zmieniac jednej/jednego po drugim. Nie jestem z plasteliny by zmieniac moj ksztalt a moja osobowosc nie jest po to by kazdy napotkany facet mogl sobie ja dopasowac do siebie. Wypad. Jesli ktos nie znosi moich wad - wypad. Znalazl sie taki ktory je uwielbia i moge byc soba. Tak wiec ci co oczekuja ze druga strona sie zmieni i tego wymagaja - zastanowcie sie czy to jest fair, czy tez chcielibyscie byc tak 'ustawiani' i by Wam dano do zrozumienia ze to jacy jestescie jest do dupy i cos tam jest moze fajne ale w podsumowaniu to nie ma to znaczenia i saldo jest na minusie. Jest tu ktos kto by w podskokach zapisal sie na kurs zmiany osobowosci i pogladow by sie dopasowac do partnera/ki? Kto by przyniosl narecze roz by pasc na kolana i przeprosic ze jest sie takim wybrakiem niewartym uwagi? Kurde, ludzie, zacznijcie szanowac siebie i innych i swiat bedzie piekniejszy. Zmiany zaczyna sie od siebie. Zycie faceta nalezy do tego faceta a zycie kobiety do tej kobiety, a nie do kogokolwiek innego. I moga z nim robic co im sie podoba. A ja, Ty czy ktos inny moze sie z tym zgadzac i akceptowac i zyc z ta osoba i ja kochac za to kim jest i jaka jest, a jak sie z tym nie zgadzamy to zostawiamy ja w spokoju i swiadomie wybieramy by ja w tym spokoju zostawic, bo sie nie zgadzamy. W koncu znajdzie sie ktos kto pasuje do nas jak szyty na wymiar i nic nie trzeba zmieniac. Malo tego, nie chcielibysmy sie zgodzic na zadna zmiane w tej drugiej osobie, bo kochamy ja taka jaka jest, z zaletami i wadami. Pelno jest takich par i to wlasnie one odnosza sukces.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się z tą opinią. W moim przypadku jest tak, że ja nie chcę się zmienić "pod kogoś" tylko dla samego siebie. Muszę spróbować nauczyć się rozmawiać o uczuciach, być bardziej empatycznym, wyzbyć się niepotrzebnej agresji słownej... zrobię wszystko by dać radę...

      Usuń
    2. Ale on nie chce jej zmieniac. Chyba cos ci sie pomylilo. On oczekuje (i ma do tego prawo) aby sie kobieta po 9 latach wreszcie okreslila. Czy to tak trudno zrozumiec. Ty dywagujesz o calym swiecie a tu chodzi jedynie o to, ze facet po tylu wspolnych latach wciaz nie wie na czym stoi.
      Koniec, kropka.
      Jesli przez tyle lat jest niemozliwe aby z nia zaplanowac letni urlop czy raz na powaznie porozmawiac, to nie jest jego wina, tylko z nia jest cos daleko nie halo.
      Ona zachowuje sie jak plyta ktora sie zaciela ...i w kolko powtarza mu to samo nie mowiac przy tym tak naprawde NIC. Nie jednego faceta by szlag trafil. I jesli twoj facet kocha twoje wady to widac sa to wady, z ktorymi mozna zyc. Nasz autor powoli jednak nie potrafi dalej zyc z jej niezdecydowaniem. I tu jest glowny szkopul.
      Przeciez wystarczylo by powiedziec: sluchaj, chce jeszcze osiagnac to i to, a potem mozemy zaplanowac nasza przyszlosc.
      Jesli ci to odpowiada to sie ciesze, jesli nie, to masz problem. Ty, nie ja. I juz by Rycerz wiedzial na czym stoi. Albo powiedziec otwarcie: nic ci nie moge obiecywac bo sama nie wiem jak potoczy sie dalej moje zycie. Jesli chcesz czekac to ok. Jesli nie, to tez to rozumiem.
      Ale ona nie mowi nic. Tylko przy kazdej rozpoczetej rozmowie strzela fochy i albo sie gniewa albo wyprowadza. I jeszcze na dodatek chce mu wmowic, ze to jego wina bo ona sie przeciez tak stara :)
      Pierdolca mozna dostac z kims takim. Wcale sie nie dziwie, ze mu czasem nerwy puszczaja. On chce coraz bardziej, a ona sie coraz bardziej broni. Nie, nie pochwalam wszystkich jego zachowan ale mam wrazenie, ze 99% jego reakcji spowodowanych jest jej zachowaniem.
      Ja osobiscie nie widze dla nich wspolnej przyszlosci ale to moje zdanie jedynie.

      Usuń
    3. Z większością tego co napisałeś / napisałaś zgadzam się. To ta niepewność po 9 latach boli najbardziej. Mam z tym problem i nie umiem czasem pohamować frustracji. Natomiast ostatnie zdanie... hm... ja jednak mam nadzieję. Inaczej nie pisałbym że Ją kocham...

      Usuń
    4. Ty mozesz miec nadzieje...ja patrzac na to z boku nie mam zadnych zludzen. Przepraszam, ale tak to widze. A to ze ja kochasz to nie watpie, tyle, ze to nie wystarcza na wspolna przyszlosc.

      Usuń
    5. Ja bym tam po 9 latach wiedziala na czym stoje. A nawet znacznie wczesniej. Nikt nie musialby sie okreslac. Moglby sobie zostac nieokreslony przez nastepne 30 lat ale beze mnie jesli by mi tak na dzieciach zalezalo. Facet zyje zludzeniami ze kobieta zaplanuje z nim dalsze zycie i tego oczekuje wiec oczekuje zmiany, a ona, jak stoi czarno na bialym, NIE CHCE i jest w tym jasna i wyrazna. Nie wiem w ktorym miejscu jest cos z nia nie tak. Nie chce planowac i juz, takie sa fakty, co jeszcze ma okreslac? 'Reszta potem' bo nie chce teraz i nie wie kiedy bedzie chciala. Proste. To czy przez takie nieokreslenie przyszlosci mozna ja nazwac 'nie halo' czy nie jest sprawa wzgledna. Dla jednego bedzie to nienormalne, dla innego zupelnie ok. Byc moze, sorry Rycerzu, znajdzie sobie faceta ktory powie: 'beda dzieci to fajnie, nie bedzie to tez fajnie' i da jej luz. I beda szczesliwi i facet nie bedzie musial zakladac bloga by sie pozbierac. Kto wtedy powie ze to ona jest 'nie halo'? A Rycerz bedzie czekal przez nastepne 10 lat. Zamiast spojrzec na to na czym stoi TERAZ i samemu zdecydowac co robic ze swoim zyciem i zostawic ja w spokoju.

      Usuń
    6. Poza tym, jesli kobieta nie chce nic z facetem planowac to poprostu oznacza to ze cos jest w zwiazku nie tak. Najpierw to cos nalezaloby odkryc i naprawic jesli mozliwe. Tak jak w tych przypadkach gdzie facet czy kobieta nie chca sie angazowac, zareczac, mieszkac razem itd, zrywaja, a rok pozniej biora slub z kims innym. Chodzi o te wlasciwa osobe ktora sprawi ze plany ukladaja sie same a nie sa wymuszane.

      Usuń
    7. A dla mnie jest wlasnie "nie halo". Bo co to jest niby za wypowiedz "reszta potem".
      Jaka reszta i kiedy bedzie to potem. Chyba ma kobieta jakis konkretny plan jak tak prze do przodu bez wzgledu na ofiary. Wiec niech w koncu to powie. I co to znaczy, ze nie wie kiedy bedzie chciala? I czego niby chciala? Facet oczekuje jedynie konkretow a nie mydlenia oczu i ciaglych fochow. Ona nie jest malym dzieckiem. A od osoby doroslej mozna oczekiwac konretnych odpowiedzi. Niech powie w koncu, ze nie chce i sprawa sie zalatwi. A nie ciagle reszta potem, reszta potem. Az mnie dziwi, ze nigdy jeszcze nie powiedziala, najpierw studia a potem dopiero zaczne zyc. Tyle, ze to zycie juz caly czas jest i ona go prowadzi.
      Upraszczasz mentalnie cala sytuacje, a w praniu wyglada jak wyglada.

      Usuń
    8. E tam, nie kazdy umie sie okreslic i jak ktos z tym nie moze zyc to niech idzie w druga strone. Zalozmy ze zostanie przycisnieta do muru, powie ze ok, slub za rok czy tam dziecko, wszystko jedno, dziecko sie urodzi i dopiero bedzie jazda. Jak sie nie uklada to sie rodziny nie planuje. Jak sie ja postawi pod murem to pozytywnego wyniku nie bedzie i tyle.

      Usuń
    9. Ale ja nigdy nie chciałem przyciskać do muru... nie chciałem deklaracji "kiedy" chciałem raczej słodkiej jak miód odpowiedzi na pytanie "czy?"

      Usuń
    10. Powiedziala najpierw studia potem reszta. Studia minely reszty nie ma. Jesli nie da sie z tym zyc to co mozesz zrobic? Kobieta nie chce zaklocac sobie pracy dzieckiem, taki pewnie jest jej wybor. Woli pracowac niz planowac urlop.

      Usuń
    11. A byc moze Twoja agresja slowna jej sie przejadla? Takie cos moze skutecznie zlikwidowac wszelkie checi planowania. Gdyby facet byl wobec mnie agresywny slownie choc raz, musialby ogladac drzwi z drugiej strony. Na zawsze.

      Usuń
    12. Studia się kończą. Jeszcze obrona dr przed nią... może dlatego chciała spokoju?

      Usuń
    13. Po pierwsze to on jeszcze nigdy nic nie pisal o dziecku. Nie wiem jak na to wpadlas. A po drugie to nie chodzi tu o zadne przyciskanie do muru a jedynie o to by w koncu powiedziala co jest grane. Jak do tej pory to ani tak, ani nie. Ona potrafi tylko fochowac i uciekac.

      Usuń
    14. Widzisz, robisz wrazenie jakby studia sie skonczyly 5 lat temu a Ty nadal nie wiesz co i jak. Z tego co pisales to wygladalo na to ze juz studia skonczyla. Po pierwsze doktorat to nie spacer po lesie. Wymaga czasu, badan i poswiecenia i pasji. Wogole sie nie dziwie ze ma Cie dosc. Zawracasz jej dupe jak ona chce sie uczyc by zapewnic dobra przyszlosc sobie i byc moze Tobie gdybys chcial zrozumiec i schowac swoje ego do kieszeni. Kobieta wie czego chce i tyle. Doktorat nie trwa wiecznie, mowisz ze ostatni rok, kurde, daj jej skonczyc. Ja lata temu zerwalam z facetem bo przez niego durnego licencjata nie moglam napisac bo mnie nekal ciaglymi telefonami. O doktoracie nie wspomne. Wkurwilam sie i zniknelam na miesiac. I nie wrocilam do niego bo sie okazalo ze mi dobrze bez niego. Natret i kula u nogi. Zapomnialam o nim na drugi dzien, napisalam licencjat, onronilam, studiowalam dalej i facet poprostu nie mial szans na miejsce w moim zyciu. Czy jestes jednym z tych co zazdroszcza kobiecie intelektu i czuja sie gorsi, bo ma wieksze osiagniecia niz Ty? Albo zarabiaja wiecej? Jednym z tych co tkwia w XIXw i mysla ze doktorat dla kobiety jest zbedny i starczy jak jest sekretarka? Tak tylko pytam. Bo jesli tak to ten zwiazek sie skonczyl zanim sie zaczal i ona o tym wie. Nie zrobi dla Ciebie miejsca.

      Usuń
    15. 18:51 - jak pisalam, tez ucieklam bo facet nie mial zasranego grama szacunku dla mojej proby edukacji. Sory, ale facet jest ale za x lat moze go nie byc, a ja bym zostala z reka w nocniku.
      Jasne, Rycerz nie chce dzieci, tak tylko gada o zyciu i wakacjach. Wspominal, czytaj dokladniej.

      Usuń
    16. Masz rację, Czarna Kawo. Nie wolno stać na przeszkodzie w karierze i nigdy tego nie robiłem... tylko życie samymi studiami... ja naprawdę chciałem czasami weekendu we dwoje, i CZASAMI wakacji. W końcu odpoczynek też jest potrzebny. I nie zazdroszczę jej intelektu, cieszę się że go ma!

      Usuń
    17. do 18:51: jak to nie pisałem o dziecku? pisałem...

      Usuń
    18. Tak ale jednak wysmiewales sie z jej studiow. Zbieralo, sie zbieralo... :) Pewnie ze nie tylko nauka sie zyje, ale widac narazie ona tak chce zyc.

      Usuń
    19. Ktorego dnia pisales o tym dziecku? Mialam wrazenie ze wszystko przeczytalam.

      Usuń
    20. w poście "echo" opowiadałem, jak chciałem z nią o tym rozmawiać np.

      Usuń
    21. No faktycznie, doczytalam i jest cos o dziecku. Sorry! Chyba sie za bardzo rozpedzilam :)

      Usuń
  11. Rycerzu, powyzszy komentarz jest nie konkretnie do Ciebie ale ogolnie, do zainteresowanych. I to, ze udales sie do psychologa nie znaczy ze musisz sie przy jego pomocy dopasowac do partnerki. Znaczy to ze masz okazje znalesc Siebie i to kim jestes. To jest wazne. Reszta przyjdzie sama. O, mialam wspomniec i zapomnialam, brawo za decyzje o remoncie. Zajmij sie soba i swoim otoczeniem, zadbaj o siebie. Wykorzystaj ten czas na szukanie Siebie bo sie zgubiles.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zmien ten zasyfialy zolty kolor co pokazuje przy komentarzach date i godzine bo oczoplasu dostaje. Macham laptopem w prawo i lewo, w przod i tyl i nie moge tego przeczytac. Co ty masz z tymi kolorami. Zrob to normalnie na czarno i przestan pajacowac (!)

    OdpowiedzUsuń
  13. I oczywiscie ten wsciekly seledynowy tez wyrzuc.

    OdpowiedzUsuń
  14. A może ona oczekiwała od Ciebie męskiej decyzji? Może trzeba było w trakcie takiego romantycznego wieczoru czy wyjazdu po prostu wręczyć pierścionek i zadać magiczne pytanie? Przecież chyba by nie odmówiła. Jak tu planować przyszłość, małżeństwo, dzieci, gdy oświadczyn nie było? Tego się przecież nie planuje.To facet powinien zaplanować sam i zrobić! To, że ona kiedyś powiedziała, że masz się nie wygłupiać z oświadczynami nie znaczy, że po roku nie oczekiwała tego. Kobiety takie są. Przecież nie mogła Ci powiedzieć wprost "kup mi pierścionek". Zaręczyny nie oznaczają jeszcze, że za miesiąc ma być ślub, ale jest to krok naprzód w związku. Była y wtedy okazja porozmawiać o ślubie, kiedy, jaki, gdzie, itd. A gdyby odmówiła, to wiedziałbyś na czym stoisz, że ona nie planuje z Tobą przyszłości, nie traciłbyś czasu. Moim zdaniem to spieprzyłeś. Bardzo wiele poświęciłeś dla tego związku, zmieniłeś pracę, przeniosłeś się do innego miasta, poniekąd oddaliłeś się od swojej córki. Ona była bardzo młoda, niedoświadczona życiowo. Rozumiem, że się zakochałeś, zauroczyłeś, ale ją to może przeraziło. Ty swoje wcześniej w życiu przeżyłeś, a ona dopiero wchodziła w dorosłość. Może brakowało jej czasu, by trochę poszaleś, poimprezować ze znajomymi. Myślę, że jest jeszcze dla Was szansa. Powinieneś się od niej odciąć na jakiś czas, zerwać kontakt. Niech ona wszystko spokojnie przemyśli, niech pójdzie na kilka imprez, nawet niech na kilka randek pójdzie. Niech zazna życia bez Ciebie. Być może sama się odezwie, gdy zrozumie, że tego nie potrzebuje, że ją to niekręci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mysle, ze do zadnych zareczyn by nie doszlo. Z ta kobieta najlepiej by sie zylo jako niemowa :). Ona dostawala juz czkawki jak on chcial omowic urlop, wiec co ty piszesz o pierscionku.
      Bym zrozumiala jakby byla swiatowej slawy kardiochirurgiem, ze ma klopot z planowaniem urlopu ale na Boga nie jako panienka na uczelni. Moj maz od 100 lat jest profesorem na uczelni i nigdy nie bylo problemu z planowaniem urlopu. Studenci maja tez wakacje bez wykladow i seminariow wiec ten jej belkot byl moze po to, zeby czuc sie taka niezastapiona, haha.

      Usuń
    2. Właśnie taki mam plan... skoncentruję się na sobie, dam Jej oddech i... poczekam

      Usuń
    3. Bardzo dobra decyzja. Tak trzymaj ! Wiem, że Ci ciężko, ale to najlepsze rozwiązanie.

      Usuń
  15. OOOOOOOOO, co za ulga dla oczu, dzieki! Bede wiec dalej czytac i pisac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no teraz jest czytelniej i... smutniej. Wolałem tamto...

      Usuń
  16. Pusc ja wolno. Jak ma byc twoja to wroci i bedzie...a jak nie, to nie ma sensu ciagnac tego w nieskonczonosc. Ma sie wtedy frustracje na wlasne zyczenie. Ty wiesz czego chciales. Ona jedynie wiedziala czego nie chce. Daj jej czas aby mogla sie nad tym zastanowic. Nie pisz, nie szukaj, nie kontaktuj sie. Chciala wolnosci, niech ja ma. Czasem nic-nie-robienie jest najlepsza taktyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, wiem... ktoś tu w komentarzach zamieścił linki do filmików jakiegoś trenera który udziela takich samych rad. Tylko wiek tego trenera mnie nie przekonuje. Może to jest najlepsze rozwiązanie, tylko nie wzbudza mojego zaufania ten młody trener bo niby ile rozstań mógł przeżyć by udzielać najlepszych wskazówek? Dotychczasowa strategia - zasypywanie wiadomościami - nie przynosi skutku więc pora na oddech...

      Usuń
  17. A jesli wroci to pokaz sie od pierwszej minuty jako facet z jajami, a nie taki co z radosci potrafi tylko podskakiwac jak jojo :)
    Powrot musi sie zaczac od powaznej rozmowy bo dalej tak jak bylo ...to sie nie zgadzasz. Masz powazne plany wobec niej i czekasz az ona sie okresli (obojetnie w ktora strone) - albo woz albo przewoz.
    Zycie to nie koncert zyczen. Dosyc tej zabawy w ciuciubabke. I nie wypytuj co robila i z kim. To jej sprawa, jest dorosla. Kapujesz?

    OdpowiedzUsuń