czwartek, 16 lutego 2017

*16.02.2017 kolejne miesiące...

Nasza "paczłorkowa" rodzina miała różne chwile przez kolejnych kilkadziesiąt miesięcy. Radosne, beztroskie wakacje, czas spędzany w rodzinnej atmosferze w święta i podczas różnych uroczystości i jubileuszów, czasem udane weekendy z wypadem w góry, spontaniczne wizyty w kinie... Bywały też tygodnie stagnacji, zapracowania i frustracji dnia codziennego... Mi w głowie wciąż kołatały myśli o walce o przyszłość, o krokach do przodu... Ona robiła swoje i radziła sobie doskonale.

W tym wszystkim jeszcze moja córka. Poznała moją Miłość gdy miała 4lata... Mocno się z nią związała na początku i bardzo mnie to cieszyło. Dziewczyny się dogadywały. Wraz jednak z rosnącymi obowiązkami i zapracowaniem czasu było coraz mniej. Pierwsze lata widzieliśmy się z córką co tydzień (mieszka w miejscowości rodziców mojej Miłości) w weekendy. W dni pracy kontakt był telefoniczny. Co wieczór dzwoniłem (robię to nadal) do córki... Przez wiele miesięcy ulubionym sposobem spędzania czasu przy telefonie stała się najpierw nauka czytania a potem słuchanie tego, co czytam ja... Córcia lubiła gdy czytałem... Moja miłość przypominała mi o telefonie gdy zbyt długo siedziałem przy swoich obowiązkach a zbliżał się wieczór. Sama nie rozmawiał z moją córką. Nie rozumiałem - dlaczego? To też stało się w kilku kłótniach moją bronią - pociskiem. Wypomniałem Jej że nie rozmawia z kimś kto w naturalny sposób jest członkiem naszej rodziny... to już kilka lat gdy byliśmy razem i nie miało prawa nadal egzystować określenie "twoje dziecko" ale w jakiś sposób czułem że tak jest.

Kilka lat wynajmowania mieszkania, płacenia za nie, to już przesada - myślałem coraz częściej. Warto w końcu poszukać czegoś własnego i spłacać swoje własne. Niewielkie oszczędności jakie miałem pozwalały na opłacenie notariusza, pośrednika, kilku procent wymaganego przez bank wkładu własnego. Przeliczyłem, i udałem się do doradcy kredytowego, sprawdziłem zdolność kredytową i rozpocząłem poszukiwania mieszkania. Zależało mi na Tym, by ta ważna rzecz - poszukiwanie i zakup własnego M - było nasze wspólne. Wybór mieszkania, podpisanie zobowiązanie na 30 lat - to miało być najważniejszym wspólnym przedsięwzięciem w życiu. Coś drgnęło. Byłem znów uskrzydlony i pełen nadziei. Szukałem, umawiałem pośredników i jeździliśmy oglądać mieszkania razem. Rozmawialiśmy. Analizowaliśmy rozkład pomieszczeń, zalety i wady tego czy tamtego mieszkania, lokalizacji pod kątem ewentualnej chęci wynajęcia gdyby jednak los pozwolił nam mieszkać gdzieś indziej w przyszłości.... W końcu dokonaliśmy wyboru. Nieco pochopnie bo dziś nie jestem zadowolony z tego mieszkania ale daliśmy się podejść pośrednikowi. Gdy zobaczył cień zainteresowania z naszej strony przekonywał że jest wielu chętnych na to mieszkanie, że jutro jak się nie zdecydujemy to ktoś inny to zrobi itd... Ok, podpisałem umowę, załatwiłem kredyt, wszystko zostało sfinalizowane i stałem się jedynym posiadaczem nieruchomości... 

Gdy tylko dostałem klucze ruszyłem do pracy z remontem, odświeżeniem, doposażeniem w meble. Chciałem jak najlepiej. Tym razem inwestowałem w swoje a nie czyjeś mieszkanie. Ona była bardziej zachowawcza. Obowiązki na uczelni powodowały że widzieliśmy się naprawdę mało - ja remont w nowym M, ona pracująca w dotychczasowym. Co chwilę chciałem się czymś pochwalić: nowym tynkiem w jednym z pokojów, panelami w innym, sufitem w łazience... ale nie miałem okazji bo nie było nam po drodze. Jej brak zaangażowania (choć dziś zrozumiały - sesja itd) działał na mnie jak płachta na byka. Mieszkanie choć na papierze moje, miało być nasze. To miały być wspólne decyzje, wspólna inwestycja, wspólna lokata w przyszłość... I w końcu mój szereg wyrzutów o Jej braku zaangażowania doprowadził do wielkiej kłótni. To było 2 lata temu. Wyprowadziła się....


7 komentarzy:

  1. To Ona sie juz dwa lata temu wyprowadzila?

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, 2 lata temu się wyprowadziła ale to nie koniec historii

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja myslalam, ze to 17 czy iles tam dni temu.

    OdpowiedzUsuń
  4. i dobrze myślałaś... cdn

    OdpowiedzUsuń
  5. To w koncu jak? Wyprowadzila sie i sie znowu wprowadzila?
    Od razu sie lepiej czyta na tym szarym tle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. patrz ciąg dalszy....

      Usuń
    2. skoro czarne tło się nie podobało to zmieniłem... choć mój nastrój jest znacznie bardziej czarny niż szary... Tęsknię...

      Usuń