poniedziałek, 6 lutego 2017

*06.02.2017 miłość o której zapomniałem - POCZĄTEK.

Dzień 12. Postaram się by było składniej. Jeśli będą błędy to za sprawą łez cieknących na klawiaturę.

Poznaliśmy się 11 lat temu. Po studiach rozpocząłem pracę w szkole. Ona była uczennicą. Jedną z wielu. Nawet uczyłem ją przez kilka miesięcy. Tylko tyle pamiętam. Nie byłem i nie jestem jednym z tych nauczycieli którym marzy się młoda uczennica... nie. Nasza znajomość była profesjonalna. Taka jaka być powinna. Zmiany zaczęły się pod koniec jej pobytu w liceum. Od ponad roku nie byłem jej nauczycielem. Wrażliwość, która cechowała mnie zawsze, zaowocowała kilkoma charytatywnymi akcjami: zbiórka pieniędzy dla dzieci z Domu Opieki czy organizacja balu z prezentami dla biednych dzieciaków z dzielnicy. Nie byłem w tym sam. Byli ze mną uczniowie - wolontariusze. I Ona - zaangażowana, aktywna, lider. To z nią, z powodów organizacyjnych, wymieniłem się kontaktami. Ostrożnie, bez prywatnego numeru telefonu. W tamtym czasie królował komunikator GG...

Pisaliśmy dużo. Coraz więcej i coraz bardziej odchodziliśmy od tematu. Polubiliśmy te rozmowy. Pokochaliśmy wspólne komentowanie codziennej rzeczywistości. Stało się to dla nas obojga na tyle pociągające, że po pewnym czasie nie było już wieczoru, kiedy nie łączyliśmy się przez GG. Wieczorne rozmowy stawały się coraz dłuższe aż zaczęły przeciągać się do nocy. Nie przeszkadzało zmęczenie. Po kurtuazyjnym "dziękuję za rozmowę, dobranoc" padała odpowiedź: "nieeee... jeszcze nieeee...." itd. W końcu rozmowy stały się dla nas tak ekscytujące, że nie pomagało nawet piąte "dobranoc" wpisywane w okno komunikatora z częstotliwością raz na godzinę :) Było bosko! 
Któregoś razu, po wielu tygodniach takich rozmów i przed końcem szkoły pomogłem Jej w zadaniu. Ważnym, bo od niego zależała końcowa ocena. Ważnym dla Niej a przez to i dla mnie. Na koniec, gdy po moich wyjaśnieniach w końcu udało jej się zadnie wykonać, napisała: "dziękuję :-* ". Odpisałem: " :-* ?". powtórzyła to kilka razy:" :-*   :-*    :-* ". To były nasze pierwsze pocałunki. Potem strach zaczął zaglądać w nasze umysły. Za chwilę wakacje i... co? Nie będziemy się widzieć? To koniec? Zostanie tylko GG? 
Nie wiem od kogo wyszła inicjatywa spotkania. Zresztą, to formalność - oboje chcieliśmy. Pretekst był prosty - wymiana płyt z muzyką czy filmami. Więc spotkaliśmy się. Świadomi, że to może źle wyglądać z punktu widzenia społeczności szkolnej postanowiliśmy udać się na spacer, kawałek za miasto, do lasu. Było niebiańsko. Czas wypełniony setkami nieśmiałych spojrzeń i nieskrywanych uśmiechów od których aż bolała szczęka i pogłębiały się zmarszczki. Kilka godzin w lesie, dziesiątki ukąszeń komarów i radość ze spędzonego razem czasu. Nikt nikogo nie naciskał, nic nie było udawane. Nie było całowania czy choćby dotyku... Na koniec, bardzo już późnym wieczorem, żartowaliśmy, że następnym razem zabierzemy coś na komary i koniecznie coś do jedzenia. Każde z nas było szczęśliwe (jak zwycięzca szóstki w totolotku) po tym, jak padły słowa "następnym razem". Odwiozłem Ją pod dom, wróciłem do siebie i włączyłem komputer. Już czekała wiadomość na GG. Ten wieczór dopiero miał się zacząć... Chwilo trwaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz